Rozczarowanie,
wbrew pozorom to bardzo ładne słowo. Ma w sobie ten czar. Czar
złożony z oczekiwań, pragnień, potrzeb, wyobrażeń, wymysłów.
Ulegając mu można poczuć się jak dziecko, cudownie beztrosko.
Można ufać, że wszystko ma sens, że ktoś nad nami czuwa i
naprawi każdy błąd, rozwiąże każdy problem, że wszystko, ale to
bezgranicznie wszystko jest możliwe. Im bardziej mnie oczarowuje tym
bardziej mnie wciąga, im bardziej odpowiada na moje potrzeby, tym
bardziej skupiam się na nim, zamiast na prawdziwym, realnym życiu,
powoli budując własny odległy świat. Świat w którym zasady i
reguły są jasne i przez wszystkich przestrzegane, w którym ludzie
są szczerzy, w którym za dobre uczynki jest nagroda a za złe kara.
I zwykle gdy budowla jest prawie na ukończeniu, rzeczywistość
wkracza do akcji. Brutalnie ukazuje wszystkie mankamenty zbudowanego
czarem świata, pokazuje to, czego tak bardzo próbowaliśmy nie
zauważać, kruszy fundamenty... rozCZARowuje.
Fakt, to mało
przyjemne uczucie, ale które dziecko cieszy się gdy zabiera mu się
zabawkę? Nie znam takiego...
A gdyby tak
przedefiniować rozczarowanie? Gdyby je tak odCZARować?
Pogłaskać
''wewnętrzne dziecko'' po głowie, spytać czego potrzebuje i
sprawdzić czy można uzyskać to w inny sposób?
W bardziej
rzeczywisty sposób?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz