poniedziałek, 27 października 2014

On - a.

Duży, chropowaty zwierz o wyłupiastych oczach, długich, ostrych pazurach, wystających kłach i szorstkiej, długiej sierści. Przychodzi, gdy coś się w życiu kończy, gdy ktoś odchodzi. Czasem robi to w najmniej oczekiwanym momencie. Wyczuwa pustkę na odległość i czeka w pobliżu, aby zjawić się bez zbędnej zwłoki.
Robi to różnie, zwykle atakuje nagle, gryzie mocno, bez uprzedzenia. I nie wiadomo wtedy co robić, gdzie się podziać. I choć się płacze, krzyczy, protestuje, to przychodzi, rozsiada się na pustym fotelu i trwa.
Żałoba swym pokracznym wielkim futrzastym cielskiem wszystko psuje, rozrzuca, niszczy. Aż trudno uwierzyć, że jest to możliwe, aż strach pomyśleć, że to dzieje się naprawdę. Totalny miszmasz, w myślach, uczuciach, życiu – oto jej królestwo, dzięki temu rośnie w siłę i się panoszy. I wydawać by się mogło, że żałoba jest z gruntu zła, że trzeba się jej pozbyć jak najszybciej, jak najszybciej wrócić do życia ułożonego, wypełnić pustkę, która się pojawiła. Jednak wszystko ma swój czas i panowanie żałoby też się kiedyś kończy, bo ona raczej takim krótkoterminowych władcą jest.
Żałobę dobrze jest oswoić, bo oswojona nie gryzie. Oswojona mruczy gdy drapie się ją za uchem, pozwala na wypłakanie wszystkich obaw i złości, na przeżycie straty i pustki. Żałoba daje czas na poukładanie wszystkiego na nowo, nadanie nowej jakości.
Wraz z upływem czasu żałoba łagodnieje, kły maleją, futro mięknie, spojrzenie staje się bardziej czułe. Wraz z upływem czasu zajmuje coraz mniej miejsca w życiu, co pozwala na odważniejsze spoglądanie w przyszłość, na podejmowanie nowych zadań, wyzwań. Aż wreszcie, któregoś dnia odchodzi po cichu, niezauważona, przemyka między codziennymi zadaniami i obowiązkami, odchodzi gdzie jej miejsce – między wspomnienia. Odchodzi pozostawiając przestrzeń dla nowych, dobrych chwil, dla miłych odczuć i pozytywnych emocji. Oswojona żałoba.
Niestety nie zawsze tak się dzieje, gdy żałoba nie jest akceptowana, gdy nikt nie chce jej oswoić, wtedy wścieka się i rośnie, jest złośliwa, kąśliwa i niebezpieczna. Robi wszystko by zaznaczyć swoją obecność. Czasem nie pozwala emocjom opuścić ciała, czasem cicho siedzi w kącie, aby zaatakować po latach, czasem popycha do samotności lub w ramiona innych choróbrzysk, które tylko czekają zacierając pazurzaste łapy.

sobota, 18 października 2014

Mam prawo mówić, masz prawo nie słuchać.



To trudne nie reagować patrząc jak ktoś utrudnia sobie życie lub gdy coś złego dzieje się z osobą bliską. Potrzeba zrobienia czegoś, poprawy sytuacji, jest bardzo silna i niestety zwykle sfrustrowana, bo nic się nie zmienia, działania nie przynoszą efektów, a „chcący nieść pomoc” zaczyna czuć się bezradny.
Razem z bezradnością przychodzi smutek, złość... ale przecież na cierpiącego „bliskiego z problemem” złościć się nie można, więc pozostaje jeszcze więcej bezradności.

A czego „chcący nieść pomoc” chce w takiej sytuacji? 

Zmiany, oczekuje, aby „bliski z problemem” zmienił się, bo wtedy on będzie mógł przestać czuć się bezradny. To dlatego tak bardzo próbujemy szukać pomocy dla innych, rozwiązać czyjeś problemy, spowodować czyjąś zmianę.

A w zmianie nie o to chodzi, żeby ją narzucać z góry. Skuteczna zmiana musi być autorska, jedyna w swoim rodzaju, bo odpowiadająca na potrzeby zmieniającego.
Potrzeby/wartości, które faktycznie ważne są dla niego, a nie te które powinny być ważne. Bo tak w sumie, to nie zawsze do końca wiadomo, kto tym potrzebom nadał wartość, skąd się to wzięło i czy faktycznie się przydaje. 
W zmianie trzeba mieć też cel. Cel dobrze jest szczegółowo określić. Zmierzyć, zważyć i wyrysować, tak żeby go nie przeoczyć jak się już go osiągnie. I plan warto mieć. Krótko- lub długoterminowy, a w sumie, rozrzutnie, można mieć i tak i taki. Potem należy plan wprowadzać w życie, analizować osiąganie poszczególnych celików i większych celów pośrednich i głównych, oceniać podjęte działania, studiować okoliczności nawrotów, wyciągać wnioski. A po doświadczeniu trudów i znoju warto cieszyć się ze zmiany. 

Tyle pracy wymaga motywacji zmieniającego bo ona sama niestety się nie zrobi, a wiadomo, że w cudzych butach niby chodzić można, niby jakieś pozytywne efekty to może przynieść, ale na dłuższą metę jest co najmniej niewygodne.