wtorek, 25 listopada 2014

Duży niebezpieczny człowiek.


Duży niebezpieczny człowiek jest faktycznie duży i naprawdę niebezpieczny. Dawno temu wybrał taką rolę, choć w tamtym czasie raczej nie był tego świadomy. Swoim zachowaniem nie przysparza sobie przyjaciół. Całe życie miesza się w szemrane interesy, w rozmowie nawet nie próbuje udawać, że jest inaczej. Z rozbrajającą szczerością mówi, że nie potrafi żyć uczciwie, w sumie, to nie widzi innego wyjścia, jak nadal popełniać te same błędy. Dzieli się swoją codziennością, problemami z byłą już partnerką, tęsknotą za dawno nie widzianym dzieckiem, własnym lękiem przed nadchodzącą wielkimi krokami przyszłością. Ale wszystko po cichu, rozglądając się dookoła, aby upewnić się, że nikt nie słyszy, że nie zaszkodzi sobie i swojemu wizerunkowi złego człowieka. Pilnuje swojej reputacji, bo obecnie nic innego już mu nie pozostało.
Nic poza odgrywaną rolą.

Każdy z nas pełni w życiu jakieś role. Wśród nich są główne i poboczne, lubiane czy akceptowane bardziej lub mniej. I choć wraz z daną rolą otrzymujemy wytyczne do jej odgrywania, to pozostaje w niej również pole do improwizacji. Wszystkie one tworzą mozaikę, która sprawia, że każdy z nas jest osobą niepowtarzalną, jedyną w swoim rodzaju, autorsko interpretującą otrzymany scenariusz życia...

niedziela, 23 listopada 2014

Kim jest Pan S. ?


Stres ma wiele twarzy, jedne znamy lepiej inne trochę gorzej. Najczęściej średnio nas one interesują, gdyż staramy się zwalczyć stres, zniwelować, wyeliminować go zupełnie z życia codziennego, co zwykle kończy się fiaskiem. Dlaczego? Bo jest on nieodłącznym elementem naszego życia i rozwoju i, przykro mi, ale nie ma możliwości wykreślenia go.

Z roli stresu, najważniejsza wydaje się kwestia realnej obrony organizmu przed faktycznym niebezpieczeństwem np. nadjeżdżającym z oszałamiającą prędkością autem, czy plującym pianą, w rozwścieczeniu swym, wielkim psem. Spostrzegamy zagrożenie, maszyneria rusza, zapada szybka decyzja o podejmowaniu walki, ucieczce, czasem o zastygnięciu w bezruchu. Zagrożenie mija, sytuacja staje się opanowana, można powrócić do wykonywania przerwanych zadań. Proste, nie? 
No tak nie do końca...
Dzięki naszym możliwościom poznawczym, zabawa komplikuje się, chociażby z powodu interpretowania/wyobrażania sobie różnych sytuacji jako zagrażających.
Stres stoi na straży naszej strefy komfortu, czyli takiego obszaru działań, czy przestrzeni życiowej, która jest dla nas znana, bezpieczna i przewidywalna. Jeden krok poza granicę i wraz z wzrastającą czujnością rusza ta cała biologiczna maszyneria, jesteśmy w stanie pobudzenia, organizm przygotowany jest na odparcie ataku lub podjęcie natychmiastowej ewakuacji, a tu klops, bo realnego zagrożenia brak... jest natomiast inny twór. Jaki?
Wyobrażony.
Sytuacja w jakiej pojawia się stres jest efektem relacji między osobą a otoczeniem. Relacja ta oceniana jest przez osobę jako trudna, przekraczająca posiadane umiejętności, wiedzę dotyczącą radzenia sobie. Wyniki oceny mogą być trzy.
Relacja może być uznana za wyzwanie, wtedy stres (pobudzenie) jest oczekiwanym kompanem, motywuje do działania. Efektem jest nabywanie nowych doświadczeń, poszerzanie umiejętności, przekraczanie strefy komfortu :).
Może być określona jako zagrożenie, co po wstępnym rozeznaniu się we własnych możliwościach może spowodować zaniechanie działania bądź podjęcie działań obronnych (np. ucieczkę).
Ostatni wariant to stwierdzenie, że zaistniała sytuacja jest krzywdą/szkodą i dotyczyć może np. utraty bliskiej osoby bądź dobrej opinii.
Niestety, nasz mózg, mimo całej swej wspaniałości i genialności, nie odróżnia, czy zagrożenie jest realne czy antycypowane, czy najnormalniej w świecie wyobrażone, czy dotyczy pędzącego na nas stada rozwścieczonych słoni, czy też lęku przed niezdanym egzaminem. On za każdym razem reaguje tak samo, wyrzucając odpowiednie ilości hormonów do krwi, przez co serce nam wali jak młotem, ręce się pocą i trudno usiedzieć w jednym miejscu.
Toteż, pierwszym krokiem do oswojenia stresu jest poznanie go. Zwrócenie uwagi na jego pochodzenie, źródło, wielkość, kolor, zapach. Na jego twarz.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Stres, stresik, stresior, stresiorzysko... czyli post z ciągiem dalszym.

...no przyczepiła się franca jedna i puścić nie chce. Mimo próśb, mediacji, negocjacji kłuje w kark, skacze po żołądku, nie pozwala się skupić. Ale to jeszcze nic, to najmniej dokuczliwe efekty jego rozbuchanej działalności, bo stresior, to szczwana bestia jest i prawdziwy strateg w jednej postaci i zawsze, gdy tylko wyczuje dobre podłoże, planuje długoterminowo, zagnieżdża się i zapuszcza korzenie, wykorzystując wszystkie zauważone słabości. A gdy się już zadomowi, to szaleje przy każdej możliwej okazji, a tych w pędzącym świecie, jest na pęczki, do wyboru, do koloru...

Czy o stresie wiadomo już wszystko? Na pewno dużo. Ponad 33 mln wyników wyszukiwania mówi samo przez się. Na każdej psychologiczno-poradniczej stronie, podstronie czy ćwierćstronie jest artykuł o stresie. Każdy mniej, bądź bardziej wtajemniczony czytelnik/specjalista zna sposoby, które są niezwykle skuteczne w walce, o przepraszam, radzeniu sobie ze stresem. Wszędobylskie diagnozy poziomu zestresowania, zakresu deficytów, obszarów do pracy, rozwoju, zmiany, zamykają się często w cudownej liście: 10 sposobów na..., 7 metod..., 4 warunki... nic tylko czytać, wprowadzać w życie i cieszyć się bezgranicznym szczęściem płynącym ze zrelaksowanego życia.
Czytając kolejny artykuł o wymienionej tematyce pomyślałam sobie, że w tej całej idealnie spasowanej maszynerii coś nie działa.
I postanowiłam dorzucić własne, co prawda nie badawczo-odkrywcze, a raczej analitycznie-odtwórcze, pięć groszy (trzy to zbyt mało, a z dwunastoma to sami wiecie jak wyszło :)). W związku z powyższym wpis ten jest poniekąd zapowiedzią dalszych poczynań antystresowych, do systematycznego poznawania których serdecznie zapraszam.

Ciąg dalszy nastąpi.... niebawem.

sobota, 8 listopada 2014

"...I gdy już wierzysz, że Twoja perspektywa jest jedyną perspektywą..." *

Perspektywa, początkowo wychowywana pieczołowicie przez rodziców, bo ktoś musiał nadać pierwsze granice, karać, nagradzać, nakazywać, wymagać i wzmacniać. Konieczni byli do tego również inni dorośli np. babcia i dziadek, uelastyczniający granice, pokazujący luki w regułach, w powstawaniu których sami mieli kiedyś znaczny udział.

Początkowo perspektywa jest plastyczna, każdy ważny dorosły (i nie tylko) może odcisnąć w niej swój ślad. Z czasem jednak twardnieje i trwa. Perspektywa szyta jest na miarę swojego właściciela, czasem jest jedna na całe życie i w sumie wystarcza, aby realizować główne role.
Jednak czasem, przychodzi taki moment w życiu, kiedy perspektywa wydaje się być zbyt ciasna. Przepełniony buntem Użytkownik rozbija ją w złości, roztrzaskuje wszystko w pył. Staje potem na dymiących zgliszczach, zasapany, próbuje wyregulować szalejący oddech, zadowolony, że wreszcie zrobi coś po swojemu, że odzyskał kontrolę. Teraz zbuduje swoją perspektywę od nowa, więc zaczyna, powoli, kawałek po kawałku.

Użytkownik może korzystać z nowych umiejętności, z wiedzy pobocznej, z porad i doświadczeń, także innych osób. Mozolnie układa własną perspektywę, ogląda każdą jej część, i wie, że teraz jest tylko jego, że jest ważna, wartościowa, jedyna w swoim rodzaju, bo jego, autorska. I wtedy wie, że stworzył coś niesamowitego, jedynego, właściwego. Czuje się twórcą, jest szczęśliwy i sukcesywnie używa swojej perspektywy. Wraz z upływem czasu nabiera pewności, stawia granice.

Granice są dobre, nadają strukturę, zaspokajają poczucie bezpieczeństwa.
Zbyt sztywne, niestety, przeistaczają się w mury, a te z kolei ograniczają z samej swej definicji.

Najlepszą opcją są elastyczne granice. 
Plastyczne wystarczająco by poznawać, zaakceptować nowe, zasymilować, wprowadzić zmiany. Czasem by przyjąć czyjąś perspektywę bądź zmienić własną, na jakiś czas lub na stałe. 
Sztywne, wtedy gdy trzeba się obronić, pozostać sobą, by utrzymać własną tożsamość.



* Przez podjęciem ostatecznych decyzji skonsultuj się z partnerem/ką, przyjacielem lub terapeutą gdyż konsekwencje zbyt pochopnie/szybko rozbijanej perspektywy, mogą poważnie zagrozić twojemu dobrostanowi i/lub konstrukcji światopoglądowej.

wtorek, 4 listopada 2014

Pan G.

Pan G. na pierwszy rzut oka jest miłym staruszkiem, choć jego pesel twierdzi trochę inaczej. On sam zresztą też nie czuje się najstarzej, o czym świadczy nowa fryzura na siwych włosach. Pan G. wypowiada się rozsądnie, z coraz większą łatwością konstruuje zdania, wielokrotnie złożone. Uczy się więcej mówić bo słuchać już umie. Często zastanawia się, dlaczego jego życie wygląda tak, a nie inaczej, bo z tego jak aktualnie wygląda jest wybitnie niezadowolony. Od dłuższego czasu poszukuje przyczyn swoich życiowych wyborów, gdyż jak twierdzi, wybierał źle. Poszukuje odpowiedzi w surowym ojcu, w rozpieszczających dziadkach. Pluje sobie w brodę za te wszystkie niewykorzystane szanse. Wypowiada pretensje, chyba o to, że miał ich tak wiele, tak wiele dla niego robiono, tyle miał możliwości i z niczego nie skorzystał, wszystko zaprzepaścił. Wymienia członków rodziny, całą listę, większość piastuje ważne stanowiska. Z ukrywaną zazdrością opowiada o siostrze, jej się udało, ona te szanse wykorzystała. Mówi o wdzięczności, za to, że mu stale pomaga, choć między wierszami słychać, że układa mu każdy element jego aktualnego życia. O sobie zwykle mówi źle, bo i tak myśli, nadal.
I teraz chyba jest mu wstyd. Ale o tym nie mówi.

Pan G. myśli teraz o tym jak przez resztę życia wieść spokojny i trzeźwy żywot. Wie już, że czas zmienia perspektywę. Wie, że warto jest czekać, warto dać sobie czas. Warto przemyśleć za i przeciw, wziąć pod uwagę konsekwencje. Tylko czy to uchroni go przed kolejnymi błędami?


I myślę sobie, że przecież decyzje nie są złe czy dobre, one są właściwymi wyborami, w danym czasie, w określonych warunkach, to tylko ich konsekwencje potrafią być mniej lub bardziej dotkliwe, mniej lub bardziej przewidywalne.