niedziela, 25 stycznia 2015

Opowiastka o czterech ludziach.


Było sobie czterech ludzi, którzy zwali się: Każdy, Ktoś, Ktokolwiek i Nikt. 

Mieli do wykonania bardzo ważne zadanie i Każdy był pewien, że Ktoś się do niego na pewno zabierze. 

Mógł to w prawdzie zrobić Ktokolwiek, ale nie zrobił tego też Nikt. 

Wtedy Ktoś wpadł w gniew, gdyż było to zadanie dla Każdego. 

Każdy zaś myślał, że wykona je może Ktoś, w dodatku Nikt nie wiedział, że owego dzieła nie wykonał Ktokolwiek. 

Na koniec Każdy oskarżał Kogokolwiek, podczas gdy Nikt nie zrobił tego, czego dokonać mógł Każdy.


(opowiastka pochodzi ze zbioru wydanego przez ks. Kazimierza Wójtowicza)



wtorek, 20 stycznia 2015

Bo wszystkiemu winne są emocje.

Życie bez nich byłoby o wiele łatwiejsze i przyjemniejsze. Nie byłoby fochów, rzucania talerzami, płaczu po kątach, krzyków, od których dom trzęsie się w posadach. Relacje byłyby prostsze. Nikt nie myślałby o tym czy komuś będzie przykro, czy przypadkiem się nie obrazi, czy może nie będzie chciał już nigdy się odezwać, nikt nie próbowałby robić drugiemu na złość, bo nikt by się nie złościł. Nikt nikomu nie sprawiałby przykrości, nikt nie wiedziałby co to smutek. Można byłoby mówić o rzeczywistości takiej, jaka jest i nikt nigdy nie wymyśliłby kłamstwa, tego w dobrej wierze też. Nie trzeba by było uczyć się zachowań asertywnych, żeby nie krzywdzić drugiego, bo pojęcie krzywdy by nie powstało.
To wszystko przez te emocje. Przez porywy serca, czy tam innych organów. Przez fruwające między synapsami małe cząsteczki szczęścia lub smutku, powodujące na równi tyle dobrego co złego. To wszystko przez nie.
To przez nie te bóle brzucha, głowy, karku, pleców. Te ściski w żołądku, które nie pozwalają zjeść śniadania, lub odwrotnie, nie pozwalają przestać jeść. Te uporczywe myśli, które nie pozwalają spać, nie pozwalają dokonywać racjonalnych wyborów, a do tego jeszcze besztają 24 godziny na dobę, za wszystko. To one powodują awantury i niedomówienia, one tworzą konflikty, przez nie musimy udowadniać swoje racje, tłumaczyć się, wyjaśniać. Przez nie czujemy się gorsi, słabsi, mniej wartościowi, to wszystko ich wina. Bez nich byśmy się tak nie czuli.
Bez nich nic byśmy nie czuli.
I czasem słyszę, że tak byłoby lepiej, że ten czy ów nie chce już czuć tego co czuje, nie chce czuć się już nigdy tak jak wczoraj, czy tydzień temu. I myślę sobie, że ja czasem też nie chciałabym czuć tego co ten ktoś, czasem też tego co mi zdarza się czuć. 
Wtedy zaczynam się zastanawiać, co tak faktycznie chcę odrzucić, co takiego teraz czuję, że chcę to usunąć z mojego doświadczenia.

Zaczynam wyliczankę....Złość? Nie. Poczucie osamotnienia? Nie. Smutek? Może... Rozczarowanie? Chyba tak...itd...
I o dziwo, coś zaczyna do czegoś pasować, jakoś jedno drugie wyjaśniać, już nie chcę nic wyrzucać bo okazuje się całkiem przydatne. Okazuje się, że czasem jednak warto czuć.

A Ty? Ile Swoich uczuć rozpoznajesz?

sobota, 10 stycznia 2015

W tym całym stresie zapominam się zrelaksować...

 ...bo stres łączymy z pośpiechem i brakiem czasu, a relaks z dużą jego ilością. Często słyszę, że tylko wyjazd, fizyczne odcięcie się od codziennej rzeczywistości umożliwia prawdziwe zrelaksowanie się. I tak, i nie, na pewno pomaga ale nie jest warunkiem jedynym i niezbędnym, bo cóż mi z wyjazdu skoro zabieram ze sobą myśli o szefie, niedokończonych sprawach i złośliwych współpracownikach? Albo, co gorsze w sumie, zamiast śpieszyć się z realizowaniem kolejnych zadań służbowych, w trakcie wyjazdu śpieszę się ze zwiedzaniem, organizowaniem całego wypoczynkowego dnia?
 
Ciągle w ruchu, stale w myślach o tym co było lub co będzie. We wspomnieniach, zaprzeszłych zadrach bądź lęku przed czymś co ma nadejść, szybkim krokiem przemierzamy teraźniejszość, która nigdy nie jest dość satysfakcjonująca, zapominając, że tworzymy ją sami, każdego dnia, każdym kolejnym wyborem. W biegu przyglądamy się tym czy innym, naprędce oceniając czy udało im się bardziej czy mniej, czy jesteśmy lepsi czy gorsi. I nie wolno się zatrzymać, bo zastanowienie się nad własnymi działaniami może grozić znalezieniem porażki tudzież innej pustki, którą trzeba będzie jakoś przeżyć, do której będzie trzeba się przyznać, a to boli. Bólu z kolei staramy się unikać.

Unikanie jest jednym ze sposobów radzenia sobie ze stresem. Unikamy poprzez przemilczenia, zmiany tematu, wyszukiwanie innych zajęć, chodzenie na zakupy, gruntowne sprzątanie, spotykanie się ze znajomymi, imprezy, przesypianie, pogrążanie się w gdybaniach/marzeniach, zagłuszanie rozsądku, zajadanie, ćwiczenia, picie alkoholu, zażywanie leków... czy unikanie jest złe? To zależy.
Unikanie daje nam trochę przestrzeni, czasem pozwala uwolnić nagromadzone napięcie i wtedy jest dobre. Dobre jest również wtedy gdy nie zajmuje zbyt dużo czasu i gdy nie jest jedynym sposobem radzenia sobie. Gdy natomiast głównie unikaniem reagujemy na stres, wtedy problemy pozostają nierozwiązane, nawarstwiają się i nabrzmiewają. Każda kolejna trudność staje się nie do przejścia, a doświadczenie bezradności powoduje skupianie się na dalszym unikaniu, bo tylko to pozostaje dostępne i niezagrażające.
Jeśli natomiast po jakimś czasie unikania następuje konfrontacja z problemem i podjęcie działań w celu jego rozwiązania, wtedy unikanie jest tylko jednym z dostępnych sposobów radzenia sobie, a pokonując kolejne trudności stajemy się coraz bardziej doświadczeni, poszerzamy katalog metod pomagających radzić sobie ze stresem i problemami, które go powodują. Dzięki temu wzrasta poczucie własnej skuteczności i zaradności, powiększają się zasoby doświadczeń i umiejętności, a każdy kolejny problem nie straszy aż tak bardzo.
Co zrobić jeśli właśnie uświadomiłam sobie, że unikam, robię to często i doświadczam w związku z tym wielu nieprzyjemności?

Proponuję uśmiechnąć się do siebie :) i z wyrozumiałością pomyśleć o najczęściej stosowanym sposobie.
Można też pomyśleć o kilku trudnych sytuacjach, które pojawiły się w ostatnim czasie i przeanalizować sposób unikania konfrontacji z problemem/rozwiązania problemu.
Dzięki temu następnym razem, łatwiej będzie zidentyfikować unikanie i spróbować zadziałać inaczej :).

niedziela, 4 stycznia 2015

Trudny dzieciak.

Teraz ma dwadzieścia kilka lat i życiorys nie do pozazdroszczenia. Jeszcze rok temu było to dla niego powodem do dumy, a już na pewno kartą przetargową. Wyciągał swoje doświadczenia na stół jakby chciał udowodnić, po stokroć, że doświadczył wszystkiego co najgorsze, że sięgnął dna i nic już więcej go ani nie zadziwi, ani nie skrzywdzi. Zły i zdolny do wszystkiego. Do tej pory wzywany na dywanik, przepytywany, umoralniany, głuchy na krzyki, prośby i tłumaczenia, za wszelką cenę broniący stworzonego obrazu nieobliczalnego człowieka, któremu na niczym nie zależy.
Ostatnio zjawił się sam. Z wielkimi oczami pełnymi lęku zapytał o pomoc. Był zupełnie inny, nie do poznania. Teraz ma cel, plany, które realizuje, inaczej. Postanowił się zmienić. Doświadczył dobrej obecności innych ludzi w swoim życiu i docenił ją, potrafi z niej skorzystać, dlatego też przyszedł, choć było mu wstyd. Czy się zmienił? Jeszcze nie, ale jest w drodze... Martwi się, gdy pojawiają się myśli o tym by zrobić coś ''po staremu'', boi się tego. Jakby zmiana była zamknięciem za sobą drzwi na klucz, staniem się zupełnie nowym człowiekiem, a każde od niej odstępstwo, niewybaczalną porażką. Porażka zwykle nie motywuje do działania, porażka grozi palcem i wygłasza impertynencje, bezczelnie uderzając w najczulsze punkty. A wtedy można jej posłuchać i wrócić do starych, znanych, bezpiecznych przyzwyczajeń i zachowań, mimo że przynoszą nieprzyjemne konsekwencje, lub spróbować obejrzeć wszystko jeszcze raz. Dzieciak tak zrobił. Zauważył, że może to zrobić, bo nikt nie zabroni mu działać, myśleć i obserwować, i nikt nigdy mu tego nie odbierze. Wziął swój problem w ręce i zaczął go obierać jak cebulę, warstwa po warstwie. Sam określi sposób i tempo, sam wybierze kto będzie mu w tym towarzyszył. Bo sam podejmuje decyzje.
I na tym polega zmiana, na powolnym podążaniu do określonego celu, podejmowaniu kolejnych decyzji i oglądaniu ich rezultatów. Na wchodzeniu kolejny raz do rzeki i sprawdzaniu co się tam zmieniło, bo ona nigdy nie jest taka sama.