wtorek, 31 marca 2015

To tylko taka GRA... (1/5)

Ile kontrowersji może wzbudzić stwierdzenie, że zdanie ''ona sama tego chciała'' jest prawdziwe? Dlaczego ona sama mogła tego chcieć? Z jakiego powodu miałaby szukać, prowokować, powłóczyście zamiatać rzęsami... jeszcze by się w kostium ofiary zmieściła, jeszcze ktoś by odważył się stwierdzić, że faktycznie jakiś udział w tej historii miała...

Sytuacja trywialna – ona flirtuje z nim. Okazuje mu zainteresowanie, on się stara. Ona go kusi, on pokazuje jej dlaczego powinna na niego spojrzeć łaskawiej i zaszczycić zgodą na ciąg dalszy znajomości (nie ważne co to faktycznie miałoby znaczyć). Ona nie jest zdecydowana, przemieszcza się tu i tam, on - przekonuje ją komplementami, starając się zaakcentować jej niepodważalne atuty i zachęcić do dokonania jedynego słusznego wyboru... Ostatecznie, jej wystarczają jego zaloty, za co ślicznie mu dziękuje i odchodzi w swoją stronę, dowartościowana męskim zainteresowaniem. Wydaje się znajome? No pewnie, wystarczy poświęcić kilka minut w trakcie sobotniej imprezy, żeby zauważyć co najmniej kilka par w trakcie takiej rozgrywki. Nic strasznego przecież....bo to tylko taka gra. Każdy zna swoją rolę i scenariusz do niej napisany. Ja, wiem dokąd mogę się posunąć, ty, wiesz gdzie się zatrzymać. Ostatecznie rozstajemy się bez większych szkód... Chyba, że któreś z nas woli ostrzejszą grę...
Na przykład ona, gdy oczekuje większego zaangażowania, gdy ma dużo wyższe wymagania, a potem, jak gdyby nigdy nic mówi: ''sorry, ale to nie to, a ty musisz już iść, tam są drzwi'', ''no ok, może się zaangażowałeś, może to dla ciebie znaczy dużo, ale wiesz, ja tego w ogóle nie czuję, idź już sobie'', ''zupełnie nie wiem o co ci chodzi, przecież nic ci nie obiecywałam''. Tak, to się nazywa porażka, a facet...no różnie się go wtedy określa, sęk w tym, że to o to doświadczenie porażki właśnie chodzi. Ty, koleś, zostajesz ofiarą bo dałeś się nabrać, ja z kolei czerpię satysfakcję z tego, że jest ci teraz źle.
Trzecia najostrzejsza forma tej gry kończy się faktycznym wykorzystaniem seksualnym, lub oskarżeniem o gwałt ( a takie również się zdarzają).

Grę opisał E.Berne, wskazując m.in. na zyski jakie gracze uzyskują biorąc w niej udział, bo zyski zawsze jakieś są. Ktoś może pośrednio wyrazić nienawiści, ktoś inny uniknąć intymności, komuś wystarczy wywoływanie współczucia i trwogi...wyliczać można jeszcze dalej, tylko po co?

W jakim celu przytaczam tą grę? Nie po to, żeby obdzielać winą lub rozgrzeszać, nie nie. I absolutnie nie po to, by wskazywać jakiś specjalnie idealny sposób postrzegania tej sytuacji. Ta gra przyszła mi na myśl dlatego, że są osoby, którym pewne sytuacje zdarzają się często, bardzo często, nagminnie. Są osoby regularnie pakujące się w takie czy inne kłopoty, o różnym natężeniu konsekwencji, powtarzające stale ten sam schemat... może w coś grają? Może akurat nie w gwałt, a może i w gwałt?

Gier jest całkiem sporo te dotyczące związków opisuje u siebie Nishka, pozostałe znaleźć można w: W co grają ludzie? E. Berne'a.

Tymczasem....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz