poniedziałek, 22 czerwca 2015

Chciałam nie komentować, nie zdążyłam.

O kampanii Fundacji Mamy i Taty dowiedziałam się przypadkiem, trafiając na komentarze dotyczące jej skuteczności, po natrafieniu na kolejny stwierdziłam, że chyba warto sprawdzić o czym mowa. Obejrzałam spot. Pierwsze co przyszło mi do głowy to historia, której sama w tamtym okresie wysłuchałam. Historia kobiety, która jak ta ze spotu zdążyła wiele, ale czas który jej został, nie pozwala na posiadanie zdrowego dziecka, ryzyko w tym momencie jest dla niej już zbyt wysokie. Więc cierpi, z powodu braku możliwości zostania matką.
Myślę, że ta historia rzutowała na mój sposób odebrania spotu. A może po protu, to właśnie na upływ czasu należało zwrócić szczególną uwagę? Zapytania o to, gdzie w kampanii jest mężczyzna, wydają mi się nie na miejscu. W końcu nie od dziś wiadomo, że dla mężczyzn czas płynie inaczej, poza tym to nie oni zachodzą w ciążę, nie ich organizm ma za zadanie przez niemal rok pracować na dwoje.
Na przestrzeni dni, przyglądałam się dyskusjom takim czy innym, czytałam posty, komentarze i zastanawiałam się skąd tyle buntu i szukania winnego. Po co tyle energii pożytkowanej na obronę praw do decydowania o własnych narządach takich czy innych, na wrzaski o równouprawnieniu i przeciwko uprzedmiotowianiu (chociaż może bardziej unarządowianiu), obronę prawa do robienia tego na co ma się ochotę i cedowania odpowiedzialności (za w sumie tą wolność osobistą chyba) na politykę pracy, mieszkaniową i mało jeszcze prorodzinną (bo za wszystko odpowiedzialni są politycy, za ilość urodzeń i życiowe wybory polaków też). Pomyślałam sobie, że może jest sens tego całego ambarasu, bo dużo gadania, różne poglądy, czasem zdarzyły się również sensowe argumenty...tylko tych emocji tak dużo, niestety zbyt dużo chyba żeby dyskusja była konstruktywna.
Dla mnie osobiście takie dyskusje są psu na budę, jeśli nie toczą się między ludźmi, którzy nie biorą na siebie odpowiedzialności za swoje wybory i decyzje, a zamiast tego doszukują się przyczyn w otoczeniu. Chcesz podróżować i robić karierę? To rób. Potrzebujesz mieć duży dom z ogródkiem lub przestronne mieszkanie, bo nie chcesz żyć na wynajmowanym? Twoja wola. Wymagasz od siebie posiadania zaplecza finansowego umożliwiającego wykupienie całej oferty zabawkowej Fisher Price? Twój wybór. Chcesz wykupić się od ewentualnych roszczeń swojego potomstwa, że na to czy na tamto nie było Cię stać? W porządku. Nie chcesz mieć potomstwa? Też dobrze. Tylko weź, proszę, za to odpowiedzialność. Przyznaj, że to Twoja decyzja, że tak postrzegasz rodzicielstwo i dlatego będziesz je odkładać na lepszy czas, niezależnie od tego kiedy i czy w ogóle nadejdzie, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Z własnego doświadczenia wiem, że taki czas nie nadchodzi nigdy lub zbyt późno. Zawsze jest jakiś rozpoczęty projekt, niezrealizowany plan, zobowiązania na kolejne miesiące, z których należałoby się wywiązać, zawsze na coś brakuje kasy, a jeśli jest, to chciałoby się więcej. Zawsze są jakieś miejsca, które chciałoby się zobaczyć, imprezy na których warto być. Świadome podjęcie decyzji o dziecku wiąże się z wzięciem na siebie nowych obowiązków, odpowiedzialności ale to jeszcze (i całe szczęście) nie koniec świata, chociaż stanowi niewinny początek wprowadzania diametralnych zmian.
Myślę, że warto zastanowić się nad problemem, który m.in. postanowiła poruszyć Fundacja, nie w kontekście czy mają rację czy nie. Czy wchodzą w butami do cudzego życia i wydają dyspozycje etc... tylko z perspektywy własnych potrzeb, planów, marzeń i obaw, które są integralną częścią nas.

Więcej o kampanii i jej faktycznych założeniach można poczytać tu i tu. Miłej lektury :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz