czwartek, 4 lutego 2016

Kropka i emocje: prolog.


Na początku była pustka. Pustki mają to do siebie, że zwykle nie żyją długo. Nie lubią też być identyfikowane, przeżywane, zauważane, w ogóle to kryjaki takie. Pustki lubią trwać od czasu do czasu dając wytchnienie, lubią wciskać się na siłę w wypełniony po brzegi kalendarz. Uwielbiają wręcz podszywać się pod kogoś innego, na przykład święty spokój lub zasłużony odpoczynek. To pozwala im osiągnąć swój cel, jakim jest sprawianie przyjemności.
Ta pustka była jeszcze niedoświadczona. Nieopatrznie dała się zidentyfikować zbyt szybko. Wpadła w popłoch, narobiła bałaganu wokół siebie, powiększając swoje rozmiary dziesięciokrotnie w ciągu godziny. Bo trzeba wiedzieć, że cierpliwość i umiejętność działania z rozmysłem to główne i najbardziej pożądane atrybuty w pustkowym świecie. Nie tylko z powodu konieczności prowadzenia ciągłej i wysoce skomplikowanej dywersji wobec nosiciela, ale również dlatego, że zauważona i właściwie zidentyfikowana pustka powiększa swe rozmiary z sposób szybki, zdecydowany i niekontrolowany, pochłaniając wszystko dookoła, nie biorąc jeńców i monopolizując powierzchnię myślącą na, nierzadko, bardzo długi czas.
I takim to sposobem, w prostym, ułożonym życiu zapanowała pustka. Ona sama była raczej przerażona rozmiarami dziejącego się na jej oczach zniszczenia. Zupełnie otępiała postanowiła przespać ten czas, żywiąc dziecięcą nadzieję, że wszystko naprawi się samo. Toteż schowała się w kącie, zawinęła szczelnie kocem i poszła spać. Obudziwszy się, z niechęcią stwierdziła, że nic się nie zmieniło. Na domiar złego nosiciel osiadł w przeżywanym stanie, nie wykazując ani krzty motywacji do zmiany swojego nowego położenia.
Pustka, jako że była jeszcze bardzo młoda i nie nauczyła się jeszcze czerpać korzyści z własnego trwania nie wymagającego przebrania, postanowiła działać. Pozostawiła nosiciela zatopionego w myślach roztrząsających przeszłość, unikającego przyszłości i bezpowrotnie marnującego mijającą teraźniejszość. Pobiegła uzyskać poradę, która pomogłaby przywrócić stan sprzed niefortunnego zajścia. Krążyła między podobnymi sobie starając dowiedzieć się czegokolwiek, co pomogłoby jej naprawić błędy. Dowiedziała się wiele: jak maskować się wielością zadań domowych, jak rozweselać nosiciela na zawołanie, jak przekierowywać uwagę na zmieniające się daty w kalendarzu, jak nadawać wartość rzeczom w dłuższej perspektywie bezwartościowym. Nic, z tego co się dowiedziała, nie pomogło jej stworzyć planu działania, którego celem miało być ponowne wrzucenie nosiciela w nieświadomość. Zrezygnowana wróciła z przekonaniem, że jedyne co jej pozostało, to trwać w oczekiwaniu na to, co przyniesie jutro. Zajęła więc fotel w kącie pokoju i czekała.
Po kilku dniach nosiciel spojrzał na nią i uśmiechnął się szeroko.
- Wszystko sobie przemyślałem – powiedział, spoglądając na nią uważnie – już wiem, czego chcę. Potrzebowałem tego czasu, żeby wszystko sobie poukładać. Teraz chciałbym iść dalej.
Podniósł się z fotela, przeciągnął się leniwie, poprawił ubranie. Wyciągnął do niej rękę.
- Idziesz ze mną? – Spytał, po czym nastąpiła znacząca pauza sugerująca jedyną właściwą odpowiedź. Kiwnął ponaglająco głową, jakby odczytał jej wahanie.
Długo nie odpowiadała, stale ważąc w sobie gotowość zaakceptowania własnej tożsamości. Wreszcie odetchnęła głęboko. Wstała i niepewnym ruchem podała mu dłoń.
- Cieszę się, że się zdecydowałaś – powiedział z wyraźną ulgą.
Uśmiechnęła się do niego nieśmiało.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz – odezwała się tak cicho, że sama z ledwością usłyszała wypowiadane przez siebie słowa.
- Tak, wiem. Jesteś mi potrzebna. Będziesz dbać o dystans.
- Dystans? – Zdziwiła się.
- Tak, dystans do codzienności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz