niedziela, 27 marca 2016

Wielkanocne życzenia



Z okazji obecnie trwających Świąt Wielkanocnych zamierzałam ułożyć życzenia. Takie adekwatne do charakteru tych dni, poważne, oddające pełnię wielkopostnych rozważań. W końcu, to jakby nie było, najważniejsze święta chrześcijańskie.
Chciałam pominąć tym razem kosze pisanek, kurczaczki niosące radość, piękną pogodę umożliwiającą bezkarne oblewanie się wodą i całą gamę innych elementów tworzących radosny rodzinny czas.
W moim domu rodzinnym składamy sobie zwykle, zarówno przy opłatku jak i święconce, tylko jedno życzenie: Daj Boże za rok doczekali. Przez lata powtarzałam to życzenie za pozostałymi domownikami nie poddając tego głębszej refleksji. Przecież to taka tradycja tylko, a za rok i tak będziemy w tym samym składzie… otóż nie.
Czas weryfikuje nasze decyzje, zmieniają się ludzie wokół nas, zmieniamy się my sami. Dziś zasiadamy przy stole w pełnym składzie i nikt nie ma pewności, że kolejne święta przyjdzie nam spędzić tak samo. Być może konsekwencje naszych wyborów rzucą nas na drugi koniec kraju, bądź jeszcze dalej, być może kogoś z bliskich nagle zabraknie, kto wie. Ważne byśmy nadal byli, razem, wrażliwi na siebie nawzajem. Ważne byśmy za rok doczekali…

Czego sobie i Wam z całego serca życzę…

środa, 16 marca 2016

Kropka i emocje: Miłość



Kropka podniosła powieki i zobaczyła parę dużych niebieskich oczu wpatrujących się w nią intensywnie. „Piękny kolor – pomyślała – taki jak bezchmurne niebo, przepowiadające pogodę idealną na wycieczkę do gdziekolwiek.” Oczy jakby odczytały jej myśli i uśmiechnęły się do niej rozszerzonymi źrenicami. Kropka odwzajemniła uśmiech, postanowiła rozpocząć dzień. „To będzie dobry dzień” – przeszło niepostrzeżenie przez jej myśli. Stwierdziła, że choć to nie były jej słowa, to idealnie odzwierciedlały to, co właśnie czuła i postanowiła, że tak będzie brzmiało jej motto na dziś. 
Obowiązki szybko pochłonęły jej myśli, słowa i większość energii. Pod koniec dnia czuła się przeżuta przez wielkiego morskiego potwora i zwrócona, z racji dolegliwości trawiennych, razem z pozostałymi elementami nienadającymi się do odżywiania wielkiego, pełnego kwasów omega-3 cielska. Gdy zrezygnowana usiadła przy stole, w tafli kawy, znów zobaczyła śmiejące się do niej oczy. Zanim zdążyła zepsuć wszystko myślami o tym, czemu właściciel tych nieziemsko błękitnych oczu stale się śmieje, w końcu nie ma nic śmiesznego w zmęczeniu po całym ciężkim dniu, bez zastanowienia odwzajemniła uśmiech i nagle wszystko się zmieniło. Nie siedziała już w ciszy własnej kuchni. Wokół niej iskrzyły się wszystkie wymyślane latami przez światło barwy. Poczuła ulokowany obok miarowy oddech, który jasno dawał jej do zrozumienia, że choćby starała się z całych sił, to nie jest w stanie go zaskoczyć. „Może to i lepiej – pomyślała – to nudne wszystko wiedzieć.” Błękitne oczy uśmiechnęły się do jej myśli, ona odwzajemniła uśmiech.
- Jutro to ja będę twoim błękitnym spojrzeniem – powiedziała do osoby, z którą postanowiła dzielić życie.
- Zgadzam się – usłyszała w odpowiedzi od śmiejących się błękitnych oczu.

wtorek, 1 marca 2016

Tłum w mojej głowie.



Opadłam na kanapę zniechęcona kolejnym bojem na słowa i emocje. W poczuciu skrzywdzenia zatrzasnęłam za sobą drzwi i postanowiłam nie słuchać już więcej tego, co działo się wokół mnie. Skupiłam się na migających z ekranu telewizora obrazkach, zupełnie nie rozumiejąc ich znaczenia.
„Pewnie znowu poszedł na papierosa” – pomyślałam, czując się samotna jak nigdy, a przynajmniej od wczoraj.
W mojej głowie wojna trwała w najlepsze, a jedyna postać mogąca zapanować nad tym rwetesem poszła gdzieś, nie zostawiając nawet kartki z lakoniczną informacją, że zaraz wraca.
- Co za bezczelny typ! Jak on tak śmiał! Co za niewychowany pomiot! – grzmiała kobieta około pięćdziesiątki, ciasno opleciona modnym, dwuczęściowym kostiumem.
Prawda jest taka, że ledwo się w nim ruszała, oddychanie również sprawiało jej trudności, jednak hołdując przekonaniu, że piękno wymaga poświęceń i cierpienia, z godnością je znosiła.
- Oj nie krzycz, już nie krzycz. To nic takiego. Zedrzesz sobie gardło. Chcesz może napić się herbatki z miodem? Zawsze poprawiała ci humor… A może budyń? Zrobię budyń, to nam wszystkim poprawi nastrój – odpowiedziała druga, wyglądająca na bliźniaczkę, tylko o znacznie przyjemniejszej aparycji.
Lekko przyprószone siwizną włosy splecione były w wygodny luźny kok. Gdzieniegdzie frywolne kosmyki walczyły o wolność i niezależność, nadając całości niepowtarzalny charakter. Jednak zanim zdążyła cokolwiek zrobić, cała jej energia opuściła ją znajdując innego nosiciela.
- A dupa! Nie chcę żadnego cholernego budyniu! Chcę, żeby go zabolało, tą świnię, tego cwaniaka od siedmiu boleści! Zemszczę się na tym gadzie, który odważył się powiedzieć mi na przekór – wywrzaskiwało Dziecko wyglądające jakby przeżyło właśnie bliskie spotkanie z błyskawicą, do tego bunt miało wypisany na twarzy, a od nadymania się ze złości miało już nie tylko czerwone policzki, ale też fabrycznie białe gałki oczu.
Nie usiedziało długo na miejscu, zaczęło biegać tu i ówdzie rozdzielając kopniaki wszystkim sprzętom domowym, ścianom i wszystkiemu, co napatoczyło mu się pod nogi. Surowa Dama w swoim ciasnym kostiumie zrobiła kilka kroków, drobnych oczywiście, jak na prawdziwą damę przystało. Zresztą nic innego nie byłaby w stanie zrobić, biorąc pod uwagę szerokość spódnicy i wysokość niewygodnych, rzecz jasna, szpilek. Zrobiła więc tylko kilka drobnych kroków, w kierunku toru, po którym szalało oszalałe z buntu dziecko. Złapała je za ucho i cichym sykiem wypowiedziała kilka zdań.
- A ty gówniarzu, nie będziesz tu biegał jak ci się podoba. Masz siadać natychmiast i słuchać co mam ci do powiedzenia. To ja rozdaję karty, to mnie należy słuchać, to ja będę decydować z kim należy się rozliczyć, a z kim nie. Więc siadaj na tych swoich nadpobudliwych czterech literach i się nie odzywaj. Możesz co najwyżej słuchać i wykonywać to, co dorośli uradzą.
Mały buntownik zdębiał. Jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki uleciało z niego powietrze. Opadł bez energii na podłogę. W oka mgnieniu pojawiło się drugie dziecko. Bezszelestnie, jak kot, zabrało poprzednika i usadziło go w głębokim fotelu, szepcząc mu do ucha, że ma być grzeczne i spokojne, i słuchać co do niego mówią, że pokorne cielę dwie matki ssie, nawet za cenę własnego zdania, samodzielności i samostanowienia. Mały buntownik nie miał siły protestować, gdyż jego pokorny odpowiednik zabrał mu całą posiadaną energię. Zdobył się jedynie na wymowny grymas, mówiący więcej niż tysiąc wykrzyczanych na cały głos słów.
Posłuszne Dziecko pobiegło do kobiety po pochwałę. W tym byli zgodni oboje: grzeczne dzieci widać, ale nie słychać. A jak już musi być je widać to mają słuchać i wykonywać polecenia i spełniać oczekiwania. W końcu od tego są dziećmi. I nie ważne czy coś boli, czy nie boli, należy siedzieć cicho, nie garbić się i nie zawracać głowy dorosłym, bo dorośli nie mają zbyt wiele czasu na dziecięce fanaberie i im szybciej się to zrozumie, tym więcej pozostaje czasu na wypracowanie zachowań, za które zawsze jest pochwała. Słowna. Czasem wzrokowa. Wiadomo, czasu jest tak mało.
Posłuszne Dziecko usiadło napięte jak struna, czekając na dalsze instrukcje. Bo trzeba wiedzieć, że  dziecko bez instrukcji jest jak zmieszane martini z wódką: niby ta sama proporcja i oliwka też pływa, ale nie to pił 007. Surowa Dama zadbała i oto, w końcu nic nie może mieć miejsca bez jej pozwoleństwa i nadzoru, toteż w krótkich żołnierskich słowach powiedziała co następuje:
- Nie maż się! Siedź prosto. Nie daj po sobie poznać, że zrobiło to na tobie wrażenie. Boli? Ma boleć! To znaczy, że żyjesz. Życie boli, takie jest i już, nie zmienisz tego. Nie odzywaj się. Nie płacz. Bądź twardy. Miętkiego dziecka nie chcę! Słyszysz? Weź się w garść. Jedna awantura to nie koniec świata. Pamiętaj, można przegrać bitwę ale wojnę należy wygrać. To sprawa honoru! I nie wykręcaj się uczuciami. Uczucia to bzdura, zwłaszcza w małżeństwie. Małżeństwo to wojna. A ty masz być na wygranej pozycji! I nie waż mi się tu odzywać i dawać za wygraną. I broń cię Panie Boże przed przyznawaniem się do winy. Kobieta nie przyznaje się do winy! Zapamiętaj to sobie, raz na zawsze. Ile razy mam to powtarzać! Facet musi się przyznać, że źle zrobił. Kilka cichych dni i parę przypalonych obiadów rozwiąże sprawę, zobaczysz. Słuchaj się mnie, a na dobre wyjdziesz. I niech ci do głowy nie przychodzą pomysły o przepraszaniu czy innych rozmowach!
Dziecko siedziało wyprostowane. Nie myślało, bo tak małe dzieci zwykle bardziej czują, a to Dziecko czuło coś nienazwanego. Nauczyło się jednak, że żeby być akceptowanym trzeba się słuchać rodzica, należy robić wszystko co on każe, czego oczekuje i wtedy będzie dobrze. Chyba.
Rozgardiasz trwał w najlepsze. Siedziałam naburmuszona na kanapie. Obrazki w telewizorze zmieniały się jak w kalejdoskopie. Słuchałam wewnętrznego wkurwionego rodzica wpatrzona w niego oczami mojego posłusznego dziecka. Wszyscy uczestnicy tej odrealnionej sceny, połączeni byli z małą wypełnioną emocjami istotą, siedzącą cicho w najciemniejszym kącie umysłu.
I nagle wrócił on. Podszedł do małego zalęknionego dziecka wciskającego się w ściany i usiadł obok.
- Znów się kłócą o to kto ma rację? – zapytał oglądając od niechcenia dłonie.
- Tak – odpowiedziało Dziecko.
- Kogo teraz finansujesz? Ach, widzę, tą sztywną damulkę. Myślałem, że jej nie lubisz. Ma baba tupet. Nie ma dnia, żeby nie próbowała zagarnąć wszystkiego dla siebie – powiedział, a ton jego głosu wyrażał zupełnie nic.
- Ona przecież nam się przydaje – odpowiedziało ze smutkiem Dziecko.
- Tak, tylko nie twoim kosztem, nie kosztem nas wszystkich – podsumował spokojnie.
- Poszedłeś sobie, zamiast wszystkiego pilnować. – Wyrzut wybrzmiał nad nimi i schował się szybko aby nie zostać schwytanym przez tracącą powoli energię Surową Damę.
- Tak, to prawda. Moim zadaniem jest nadzorować równowagę między nami.
- Właśnie! – krzyknęło Dziecko. – A nie zostawiać mnie na pastwę losu!
- Jesteś smutna? – zapytał spokojnie Dorosły, bo nazywanie rzeczy po imieniu także mieściło się w zakresie jego obowiązków.
- Tak – odpowiedziało Dziecko.
- Dlaczego? – dopytywał Dorosły, chcąc skumulować w Dziecku energię, którą przemocą zagarnęła Surowa Dama.
- Bo On mi odpowiedział, tak nieprzyjemnie, jakby nie liczył się z moim zdaniem i zrobiło mi się smutno, i schowałam się tutaj, i… ty wyszedłeś.
- A naprawdę nie liczy się z twoją opinią?
- Nie – odpowiedziało Dziecko. – Mówił, że nie wie o co mi chodzi i dopytywał co o tym wszystkim myślę. A ja nie wiedziałam co powiedzieć…
- A wie, że tu siedzisz?
- Nie, ukryłam się przed Nim.
- Więc, nic nie wie i nie ma możliwości zrozumieć. Może warto Mu to wszystko powiedzieć?
Dziecko wstało i chwyciło za rękę stojącego już przed nim Dorosłego. Energia wróciła do Dziecka, które podzieliło się nią z Dorosłym.
Wstałam z kanapy i podeszłam do Niego, siedzącego przy stole.
- Już ci przeszło? – zapytał z przekąsem. 
Surowa Dama drgnęła lekko jakby szykując się do ciętej riposty, zza jej ramienia wyglądał Mały Buntownik już gotowy na pokazanie języka.
Wzięłam głęboki oddech.
- Tak – odpowiedziałam spokojnie. – chcę o tym porozmawiać.
Usiadłam obok. Promienie słońca przeskakiwały przez granicę szyby, wypełniając pokój ciepłym, przyjemnym blaskiem.
- Idealne warunki na miłą pogawędkę, nie sądzisz? – powiedziało roześmiane już Dziecko.
 Rozsądny Dorosły kiwnął głową, skupiając się na przebiegu rozmowy dwóch siedzących przy stole osób, toczącej się w przestrzeni pokoju wypełnionego po brzegi kojącym słońcem i pozytywnym nastawieniem.