sobota, 3 lutego 2018

Na górę? Nie, dziękuję, zostanę tu.



Jestem na bakier z kalendarzem. Jakoś nie pasujemy do siebie ostatnio. On usilnie próbuje zwrócić na siebie moją uwagę tą czerwoną nieruchomą ramką, a ja, ja mam przecież co miesiąc tylko jedną datę do zapamiętania i to nie jest dziś, więc udaję, że nie dostrzegam jego prób. Przez to nie mam już pewności kiedy wydarzyło się to, o czym wszyscy mówili, komentowali, mądrzyli się, kłócili. Chyba tydzień temu. Tydzień to długo. Dla wiadomości w świecie takim jak dziś, to wieczność. To nad czym rozdzieramy dziś szaty, jutro jest tylko informacyjnym wspomnieniem i nie warto się nad tym pochylać. Tylko ci, których sytuacja dotyka bezpośrednio, zderzają się z rzeczywistością jeszcze raz, gdy opadnie kurz po ostatnim odjeżdżającym dziennikarzu.
Gdy słuchałam o problemach pary wspinającej się cholernie wysoko, pomyślałam, że to trudne, że nie zazdroszczę. A potem obserwowałam całą sytuację, balansując między złością i smutkiem. Teraz myślę sobie, tylko że każdy ma prawo żyć tak, jak chce; każdy jest też odpowiedzialny za to, co oswoił/stworzył/ powołał do życia.

Nie zaczytywałam się zbytnio w komentarzach. Jednak po raz enty, mając świadomość szalejącej burzy, zastanawiałam się dlaczego jesteśmy tak bardzo nietolerancyjni. Dlaczego wiecznie gramy w moje lepsze. Dlaczego idziemy na noże w walce o tolerancję, ale jak ktoś ma odmienne zdanie, to budzi się niepohamowana siła, by przywołać go do porządku. Możemy być różni, nie musimy być jednomyślni.

Spójrzmy prawdzie w oczy. Ktoś idzie zdobywać ośmiotysięcznik, zimą. Nie bądźmy naiwni, to nie  wyjście po bułki do sklepu za rogiem. To bardzo niebezpieczna wyprawa. To wprawa, w trakcie której może stać się wszystko, i jak widać dzieje się. Dlaczego więc, nie mogę stwierdzić, że ta dwójka podjęła takie a nie inne ryzyko? Przecież je podjęli. Chyba po to się to robi. Dla adrenaliny, dla zmierzenia się z samym sobą, ze swoimi ograniczeniami, możliwościami, po to by wydrzeć naturze to co jeszcze zachłannie chowa za pazuchą. Dlaczego więc, nie powiedzieć otwarcie, że pewne zachowania wiążą się z dużym ryzykiem. Sprzedający ubezpieczenia będą w tej materii najlepiej poinformowani. Oczywiście, że nikt nie zakłada najgorszego. Mamy plany. Nie żegnamy się na zawsze wychodząc rano do pracy, choć czasem to faktycznie ostatnie pożegnanie.

Dlaczego nie mogę skomentować, tak jak mi się podoba, sytuacji w której używane są pieniądze z moich podatków? Że niby płać pan ale się nie odzywaj? Nie rozumiem. Uważam, że skoro takie fundusze zostały użyte, to sprawa przestała być sprawą Kowalskiego, a stała się naszą wspólną. Tak samo, jak wszystkie dokonania Polaków na tym, czy innym polu, stają się powodem do dumy nas wszystkich, nie tylko jednostek, które miały w tym bezpośredni udział. Dlatego też, sądzę, że to wsparcie było jak najbardziej uzasadnione. W końcu tyle ostatnio miejsca w przestrzeni publicznej zajmuje dyskusja o wartości życia. A tu o życie przecież chodziło.

O życie, które było różne. Musze się przyznać, że po raz pierwszy tak mocno zapadł mi w pamięć wywiad z członkiem rodziny. Po raz pierwszy odniosłam wrażenie, że udzielający wywiadu, może i chciałby dobrze mówić o zmarłym, ale w sumie to nie bardzo ma jak. Tak też się zdarza.
Tak też układamy swoje scenariusze.
Tworzymy je, jako małe dzieci i z uporem maniaka realizujemy przez całe życie, często zapominając, że przecież zakończenie zawsze można zmienić. Nie trzeba umierać w samotności, na szczycie góry. Można żyć szczęśliwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz