środa, 28 lutego 2018

Postanowienia i ich realizacja czyli niekończąca się opowieść.



Już prawie dwa miesiące minęły odkąd temat postanowień był na topie. Nawet okres pierwszych podsumowań, datowany na koniec stycznia, już minął. Mój kolega znów wrócił na siłownię, bo stan ćwiczących wrócił do normalności. Noworoczny zapał minął. Wszystko minęło. Poza niesmakiem.
Co wrażliwsi mogą mieć jeszcze wyrzuty sumienia, bądź ostatkiem sił, po czwartkowym obżarstwie, chwycili się środy popielcowej jak tonący brzytwy i w imię religijnej ideologii odmówili sobie tego czy owego. W końcu nie ważne w jaki sposób, ważne by osiągnąć cel.
Zdarza się, że korzystam z zewnętrznych ram nadających strukturę podejmowanym postanowieniom, pewnie dlatego poświęciłam trochę czasu na poprzyglądanie się, co jest takiego, że mimo szczerych chęci, czasem postanowienie zmiany nie ma szans na powodzenie.

Istotne daty

Będę ćwiczyć od poniedziałku
Od pierwszego dnia miesiąca, od nowego roku, od trzydziestych urodzin.
Wielkie znaczenie nadajemy datom, od ładnej daty łatwiej zacząć niby. Uzależnianie rozpoczęcia pracy nad zmianą od konkretnej daty lub momentu w życiu jest świetnym sposobem na odraczanie działania. Bo jeśli w ten poniedziałek się nie wyrobiłam z treningiem, to jeszcze nic straconego, mogę poczekać do następnego poniedziałku. Dzięki temu mam cały tydzień lenistwa. Uzasadnionego lenistwa, wszak rozpoczynanie serii treningów od wtorku się nie liczy i na pewno nie przyniesie zamierzonych skutków każdy przygotowujący się do wytężonej pracy nad sylwetką to wie.

Od szczegółu do ogółu

Czy faktycznie rozpoczynanie czegoś nowego potrzebuje przygotowań w postaci odpowiednich akcesoriów, ubrań, posprzątanego domu? Nie, ale jak bardzo nam umila wprowadzanie zmian… Szkoda tylko, że po wykonaniu tych wszystkich zabiegów okazuje się, że czasu na konkretne działanie już brak. Kolejny cudny sposób by odraczać. A przepraszam prokrastynować, wszak trzeba być na topie, słownikowo również.
Bardzo złożone przygotowania mają też tą zaletę, że uspokajają, minimalizują lęk, obawy, wszystko, co pojawia się gdy na horyzoncie widać jutrzenkę zmiany.

Cel, który chciał być chciany

I tego typu punkcików mogłabym tu wypisywać jeszcze i jeszcze gdyby nie to, że inny miałam cel myśląc o tym wpisie. A tych punkcików pod tytułem: co zrobić, żeby być najlepszą wersją siebie znajdziecie w internetach na tony, więc nic nie tracicie, po prostu kip serczing.
Gdy przyglądałam się realizowaniu celów przez siebie i innych moją uwagę przykuło jedno: zadowolone dziecko. Ale nie to chodzące, czy pełzające, tylko to ukryte - Wewnętrzne Dziecko, które nie mniej od wszystkich innych dzieci jakie znacie lubi się bawić.

I w tym dopatruję się warunków celu/postanowienia, które zostanie realizowane - w zadowoleniu Wewnętrznego Dziecka, które w radości swojej hojnie będzie dzielić się swoją energią. Jak dowiedzieć się, w czym będzie z nami współpracować nasze Dziecko? Ano trzeba by siąść spokojnie i pomyśleć, czego bym chciał/a. Nie: powinnam, muszę, trzeba, należy. Tylko: czego chcę, co sprawi mi przyjemność, co mnie rozbawi, za czym tęsknię. I na takiej liście bazowej można tworzyć postanowienia i plan ich realizacji.

Oczywiście, można też się zastraszyć np. codziennie rano powtarzając sobie że: muszę jeść tą cholerną owsiankę, bo wisi mi brzuch. Ale ani radości w tym nie ma, ani motywacji, ani niczego co spowoduje, że czekolada milki z orzechami przestanie być obiektem pożądania.

Za to dogadanie się z własnym Wewnętrznym Dzieckiem, nie tylko ułatwi rozliczenie się z pokusami, ale pomoże też uwolnić pokłady kreatywności jakie drzemią w każdym z nas. Kreatywności, dzięki której każda trudność stanie się kolejnym wyzwaniem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz