
Robi
to różnie, zwykle atakuje nagle, gryzie mocno, bez uprzedzenia. I
nie wiadomo wtedy co robić, gdzie się podziać. I choć się
płacze, krzyczy, protestuje, to przychodzi, rozsiada się na pustym
fotelu i trwa.
Żałoba
swym pokracznym wielkim futrzastym cielskiem wszystko psuje,
rozrzuca, niszczy. Aż trudno uwierzyć, że jest to możliwe,
aż strach pomyśleć, że to dzieje się naprawdę. Totalny
miszmasz, w myślach, uczuciach, życiu – oto jej królestwo,
dzięki temu rośnie w siłę i się panoszy. I wydawać by się
mogło, że żałoba jest z gruntu zła, że trzeba się jej pozbyć
jak najszybciej, jak najszybciej wrócić do życia ułożonego,
wypełnić pustkę, która się pojawiła. Jednak wszystko ma swój
czas i panowanie żałoby też się kiedyś kończy, bo ona raczej
takim krótkoterminowych władcą jest.
Żałobę
dobrze jest oswoić, bo oswojona nie gryzie. Oswojona mruczy gdy
drapie się ją za uchem, pozwala na wypłakanie wszystkich obaw i
złości, na przeżycie straty i pustki. Żałoba daje czas
na poukładanie wszystkiego na nowo, nadanie nowej jakości.
Wraz
z upływem czasu żałoba łagodnieje, kły maleją, futro mięknie,
spojrzenie staje się bardziej czułe. Wraz z upływem czasu zajmuje
coraz mniej miejsca w życiu, co pozwala na odważniejsze spoglądanie
w przyszłość, na podejmowanie nowych zadań, wyzwań. Aż
wreszcie, któregoś dnia odchodzi po cichu, niezauważona, przemyka
między codziennymi zadaniami i obowiązkami, odchodzi gdzie jej
miejsce – między wspomnienia. Odchodzi pozostawiając przestrzeń
dla nowych, dobrych chwil, dla miłych odczuć i pozytywnych emocji.
Oswojona żałoba.
Niestety
nie zawsze tak się dzieje, gdy żałoba nie jest akceptowana, gdy
nikt nie chce jej oswoić, wtedy wścieka się i rośnie, jest
złośliwa, kąśliwa i niebezpieczna. Robi wszystko by zaznaczyć
swoją obecność. Czasem nie pozwala emocjom opuścić ciała,
czasem cicho siedzi w kącie, aby zaatakować po latach, czasem
popycha do samotności lub w ramiona innych choróbrzysk, które
tylko czekają zacierając pazurzaste łapy.