Korytarz był niewielki i o tej porze skąpany w mroku, aż po
drewniane kasetony maskujące krzywy sufit. W najdalszym kącie, na zakurzonej od
codziennych obowiązków podłodze, leżał aparat telefoniczny.
„Nikt już takich nie używa” – pomyślała, ostrożnie
przemierzając odległość dwóch metrów. „Gdybyś mogła przebyć dystans…” brzmiało
jej w głowie. Zatrzymała się niepewnie i dotknęła czubkiem buta spirali
łączącej aparat ze słuchawką, jakby sprawdzała oznaki życia. Na jej twarzy
pojawił się grymas, który miałby szansę stać się promiennym uśmiechem, gdyby
tylko okoliczności były sprzyjające. Rozejrzała się. W zasięgu wzroku nie było
nic co mogłoby jej przeszkodzić. Zza drzwi dobiegało miarowe chrapanie.
Posłuchała chwilę, upewniając się, że sen REM nadszedł i śpiący jest już w
innej rzeczywistości. Uważny obserwator zauważyłby sekwencję ruchów świadczących
o targających nią wątpliwościach. Oddech. Jeszcze jeden, głębszy. Decyzja.
Usiadła naprzeciwko telefonu, zgarnęła kosmyki pałętających się po twarzy
włosów i drżącą dłonią podniosła słuchawkę.
- Czekałem – usłyszała po dwóch głuchych sygnałach,
rozdzierających niepewnością ciało i duszę.
„Ja też” – chciała powiedzieć, ale słowa kurczowo trzymały
się krtani, robiąc wszystko by nie wybrzmieć. Chrząknęła tylko jakby na
potwierdzenie, że słyszy.
- Jesteś – stwierdził głos po drugiej stronie. – czekałem na
koniec dnia, by móc cię usłyszeć.
- Tak – odpowiedziała, nie znajdując w sobie gotowości na nic
więcej.
- Tęskniłem – padło w przestrzeń.
Zaczęła zastanawiać się co robi, patrząc na zbielałe od
zaciskania dłoni kostki. Też tęskniła, za tym głosem, za spokojem, za
pewnością, która płynęła wraz z kolejnymi impulsami. A on? Za czym tęsknił?
- Ja też – powiedziała wreszcie. Usłyszała uśmiech. Lubiła
ten uśmiech. – Jak ci minął dzień? U mnie było okrutnie gorąco.
Potok słów płynął swobodnie, nie zakłócony przez nikogo.
Kolejne zdania ułożone w ciasny szyk, zajmowały swoje miejsce wyznaczone przez
sens opowieści.
- … i żałowałem, że nie ma ciebie obok – zakończył swoją historię.
- O tak, ja wśród tych wszystkich krawaciarzy, to byłby
niezapomniany widok – roześmiała się.
- Nie tam – powiedział z naciskiem – tylko ze mną –
dokończył, ściszając głos.
Intymność rozlała się w ciszy, wypełniając szczelnie cały
dom. Wszystkie inne dźwięki odpłynęły ustępując jej miejsce i tylko miarowy
oddech próbował współgrać z rytmem uderzeń niespokojnego serca.
- Honey?
- Tak?
- Nie odpowiedziałaś mi – powiedział cicho.
- Tak – westchnęła, spoglądając na swoje dłonie. – Bo to
trudne pytanie, jeszcze nikt nigdy mnie o to nie pytał. – Zamyśliła się.
Zawsze potrafiła wybrnąć z każdej sytuacji. Z każdej. Tak przynajmniej jej się wydawało.
Z każdej – przynajmniej do tej pory.
- Honey? – padło ponownie.
- Zastanawiam się, co mam odpowiedzieć i…
- I?
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Ty zawsze zadajesz mi dziwne
pytania – zakończyła zaczepnie, a tak naprawdę chciała żeby pytał, żeby mówił,
żeby zabrał tę rzeczywistość i rozpostarł przed nią swój świat.
- Tak, czasem zapominam się – westchnął – muszę już iść –
urwał, a reszta zdania wybrzmiała tylko w ich głowach.
„Nic nie trwa wiecznie”. Głos w jej głowie triumfował, nie
pozwalał się uciszyć.
- Zostań ze mną jeszcze chwilę – poprosiła zaskakując samą
siebie. „Nie zostawiaj mnie tu samej” – dokończyła w myślach.
- Mógłbym – zaczął niepewnie i rozmyślił się zanim myśl zdążyła
zadomowić się wśród innych planów nabierając realności.
- Wiem, ale to nie możliwe – powiedziała, choć tak naprawdę
wiedziała, że jest to zupełnie możliwe, że to jej ograniczenia, że to tylko zdanie
ludzi, których wcale nie musi słuchać, że wystarczy chcieć, że można marzyć.
Cisza. Cisza objęła ich oboje, starając się by się nie
zagubili, chociaż jeszcze przez chwilę, do końca tej rozmowy. A potem…
- Przepraszam, muszę…
Spuściła wzrok i pokiwała głową, powiedziała tylko ciche
wiem. Pożegnanie było krótkie. W powietrzu unosiła się obietnica, że może
kiedyś, może jutro, że on będzie czekał, ona będzie szukać, że znajdą się na
pewno.
Korytarz był niewielki i o tej porze skąpany w mroku. Ściany
odbijały pustkę panującą w mieszkaniu. Tekturowe kartony leżały cicho. Starannie
poustawiane zgodnie z opisami. Rozejrzała się bezradnie. W kącie na zakurzonej
podłodze leżał stary aparat telefoniczny. Z wyrzutem zaznaczał swoją obecność
odrzuconą na bok słuchawką.
„Nie będziesz szukać, zobaczysz” – wybrzmiało jej w głowie.
Spojrzała na swoje dłonie.
- Może i nie – powiedziała do siebie – ale to nie znaczy, że
nie będę pamiętać.
Jezu co za wystękany popis grafomańskiego imperatywu kategorycznego... brrr
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe :) chętnie zapoznałabym się z bardziej szczegółowym odniesieniem do treści. Pozdrawiam.
Usuń