Przyszła
o czasie, nie zapowiadana ani nie oczekiwana specjalnie, ot naturalna
kolej rzeczy. Trochę nostalgiczna, rozsiadła się wygodnie w
stojącym przy oknie fotelu. Przyniosła ze sobą coraz dłuższe
wieczory, ale nikt nie chciał ich oglądać. Zostawiła je na stole,
a one jak bezpańskie psy, swawolnie rozbiegły się po domu. Pożywią
się resztkami ze stołu i przeczekają do zimy, rosnąc w siłę.
Potem trochę dzikie, zaczną zagarniać coraz więcej czasu w ciągu
dnia, jakby mszcząc się na te wrześniowe godziny, kiedy w
codziennym zabieganiu nikt nie chciał się nimi zająć, odganiając
je tylko jak ostatnią natrętną letnią muchę. W ślepym pędzie,
bo jeszcze przecież tyle jest do zrobienia, zostaną pominięte
spadające na złoty dywan liści kasztany. W napiętym harmonogramie
tygodnia zabraknie czasu na promienie słońca, łapczywie
przebijające się przez szyby. Z letniego rozleniwienia podszytego
narzekaniem na upał wskoczymy w zimową tęsknotę za wakacjami,
starając się za wszelką cenę nie zauważać jesiennego smutku
wypełniającego luki między kolejnymi wdechami. I tak minie
bezpowrotnie czas jesiennych uniesień, rozpoczynający się
mimozami, kiedy zaczyna się szkoła, a pogoda z dnia na dzień jest
coraz bardziej barowa. Rozpanoszy się bezwstydnie jesienna chandra,
na którą, wbrew temu co twierdzą farmaceuci, poza słońcem nie ma
lekarstwa. A może by tak uzbroić się naiwnie w lenistwo i poczekać
co będzie dalej? Po magazynować letnie wspomnienia i trochę sił na
zimowe zmagania? W końcu aura sprzyja temu by trochę zwolnić,
zapatrzyć się we wrzosy, zatopić w zapachu jesiennego lasu, poczekać cierpliwie na to, co przyjdzie potem.
wtorek, 29 września 2015
Pamiętasz, była jesień..
Etykiety:
jesień,
Myśli Bezdomne,
refleksja,
relaks
Numer kontaktowy: 600 909 410
wtorek, 15 września 2015
Wszyscy jesteśmy zmanipulowani.
Tymi
którzy nienawidzą łatwo jest manipulować. - Jacqueline Carey
Początkowo
z zaciekawieniem podszytym lękiem i brakiem zrozumienia, później
natomiast raczej z coraz bardziej rosnącym zaciekawieniem
zabarwionym zmęczeniem i niechęcią do podejmowania jakiegokolwiek
działania oglądałam, czytałam i kolekcjonowałam kolejne relacje
i informacje na najgorętszy chyba temat ostatnich miesięcy –
problem uchodźców.
Teraz
myślę, że zarówno entuzjaści i oponenci przyjmowania tysięcy
uchodźców zapomnieli zadać sobie kilka podstawowych pytań na
samym początku, zanim zaczęli obrzucać się inwektywami.
Niestety to wymagałoby odłożenia emocji na półkę i porozmawiania o
faktach. Zebranie faktów z kolei wymagało by porządku, tego
ostatniego natomiast brak. Jest za to dużo emocji i nawet próby
rozmów o tym jak jest, wydawały mi się tylko czczą paplaniną
obliczoną na udowodnienie własnej racji. Bo w dyskusji zawsze ktoś
musi mieć rację, a jego współrozmówca winien być takowej
pozbawiony.
I
tak też, trudno jest mi zrozumieć kilka kwestii.
Po
pierwsze, dlaczego w czasach gdy coraz częściej okazuje się, że
przekazywane informacje poddawane są odpowiedniej ideologicznej
obróbce, nadal potrafimy wierzyć im bezdyskusyjnie?
Dlaczego,
tak wiele głosów, opiniotwórczych także, zamiast zadawać istotne
pytania, które w prostocie swojej powinny zmusić do myślenia,
podsuwa gotowe rozwiązania?
Jak
to jest z tą naszą tolerancją. Że niby wobec innych narodów,
nacji, religii, etc., mam być tolerancyjna i wspaniałomyślna a
wobec sąsiada, który nie życzy sobie muzułmanina za płotem i
głośno o tym mówi to już nie?
Dlaczego
stale poruszamy się w obszarach skrajności, zamiast spróbować
wypośrodkować jakieś rozwiązanie (i to nie tylko jeśli chodzi o
podejmowanie konkretnych działań ale chociażby o sposób
myślenia)?
Skąd
nagle znów mamy tylu speców od polityki zagranicznej, ludzi
znających się na tworzeniu prawa, stosunkach międzynarodowych, obronie granic i porządku
wewnętrznego? Dlaczego zapominamy, że żyjemy w świecie, w którym
każdy wybiera zawód/rolę, którą wypełniając buduje
społeczeństwo?
Dlaczego
wybieramy przestrzeganie tych zasad, które akurat pasują nam do
obecnej sytuacji i zabarwienia emocjonalnego, a o pozostałych
zapominamy?
Ja magazynuję pytania i przyglądam się rzeczywistości szukając odpowiedzi. Smutno mi, że tyle gry na emocjach przelewa się w kwestiach naprawdę dla nas istotnych. Staram się nie popadać w paranoję i wierzę w rozsądek ludzi, którzy mają w obowiązku podejmować wiążące decyzje.
A
jak to jest z Tobą?
Etykiety:
imigranci,
islam,
nienawiść,
Obserwacje,
Syria,
tolerancja,
uchodźcy,
uprzedzenia,
złość
Numer kontaktowy: 600 909 410
sobota, 5 września 2015
Pixar, emocje i moje lenistwo.
Na
początku lipca tego roku swoją premierę miało kolejne dziecko
Pixara – W głowie się nie mieści. Do obejrzenia tego filmu
zachęciła mnie recenzja napisana przez Aleksandrę
Stanisławską
na blogu crazynauka.pl, naukowa recenzja filmu. Autorka zwróciła
uwagę na wszystkie te elementy, które są faktem naukowym, wskazała
również na to co było wytworem twórców. W podobnym tonie opis
znajdziecie w opublikowanym dwa dni temu wpisie Joanny Kotek pt. „W
głowie się nie mieści”, czyli włóżmy psychologię do bajki,
który ukazał się
na psychologiawpolsce.pl.
Biorąc
pod uwagę walory psychologiczno-merytoryczne filmu podejrzewam, że
tego typu wpisów jest dużo, dużo więcej i nie ma co się dziwić,
gdyż film w przystępny sposób przestawia znaczenia emocji i ich wpływ na nasze zachowanie, funkcjonowanie pamięci oraz pokrótce rozwój osobowości. Poza tym ogląda się go z niesłabnącą ciekawością
tego, co jeszcze się wydarzy.
Dlaczego
postanowiłam przełamać wrodzone lenistwo i dołożyć starań by
polecić ten film?
Pomijając
opisane w w/w wpisach istotne kwestie merytoryczne uważam, że
obejrzenie tego filmu z dzieckiem może być świetnym początkiem do
pracy z pojawiającymi się emocjami, tym bardziej teraz, gdy mamy
początek roku i sporo dzieciaków zaczyna funkcjonowanie w zupełnie
nowych grupach rówieśniczych (główna bohaterka, też zmaga się z
tego typu nową sytuacją), co wiąże się ze sporą ilością
stresu. Dodatkowo,
poszczególne emocje zostały ukazane w bardzo dostępny i przyjazny
sposób, dzięki czemu można łagodnie, w formie zabawy, wprowadzić
do rozmów z dzieckiem mówienie o emocjach, uczyć ich
rozpoznawania, tak jak zostało to pokazane w filmie. Istotne
jest także wskazanie
na to, jak ważne dla naszego prawidłowego rozwoju są wszystkie
emocje łącznie ze strachem, którego raczej nie lubimy i złością,
której zwykle staramy się zaprzeczać bądź unikać mówienia o niej. Ponadto, trafiłam w Tesco
na super świetne książeczki z emocjonalnymi bohaterami filmu,
które uważam za wspaniałe uzupełnienie. W
takiej małej książeczce, poza atrakcyjnymi dla dzieci tatuażami
przedstawiającymi emocje, znajdują się opisy wszystkich pięciu
postaci oraz wskazówki jak sobie z nimi radzić, np. co można zrobić gdy
ktoś nas złości.
Podsumowując,
serdecznie polecam obejrzenie „W głowie się nie mieści” i
wykorzystanie potencjału tego filmu w codziennym życiu :).
Etykiety:
emocje,
Obserwacje,
Paul Ekman,
Pixar,
W głowie się nie mieści
Numer kontaktowy: 600 909 410
czwartek, 3 września 2015
Diagnoza, i co dalej?
Gdzieś
chyba na drugim czy trzecim roku studiów, kiedy program zaczyna
przewidywać to co dla wszystkich studentów psychologi jest
najciekawsze czyli zaburzenia, wszyscy dowiadywaliśmy się, że
jesteśmy chorzy. Wszyscy, jak jeden mąż, doszukiwaliśmy się u
siebie objawów depresji, nerwicy, o całym spektrum zaburzeń
osobowości nie wspomnę (tym bardziej, że często zdrowie od
choroby odróżnia tylko natężenie danej cechy). Potem jednak z
pokorą (przynajmniej niektórzy), uczyliśmy się jak zauważać to
co ważne, a ignorować pozostałe. Jak tworzyć spójny i
wartościowy opis, który pomoże nie tylko rozwojowi w samozachwycie
naszemu ego, ale przede wszystkim osobie, która faktycznie pomocy
tej potrzebuje. Uczyliśmy się też, żeby stawać się
wartościowymi therapist, a nie the rapist, co
wcale nie jest takie proste, zwłaszcza w życiu codziennym. Bo każdy
człowiek, tak jak ogr i cebula ma warstwy i jak się zbyt dużo ich
zdejmie w nieodpowiednim czasie czy warunkach to boli, często obie
strony.
Od
dłuższego czasu, z zainteresowaniem obserwuję niesłabnącą
popularność
wszelkich artykułów (tudzież wpisów blogowych) o tematyce
psychologiczno-diagnostycznej. Czasem, całe szczęście, są to
opisy wydaje mi się, całkiem udane, zagnieżdżone w jakimś
kontekście, okraszone radami, wskazówkami. Czasem niestety to tylko
przekopiowane z podręcznika do diagnozy wskazówki
diagnostyczne i kryteria służące do rozpoznania takiego czy innego
problemu, przeznaczone raczej dla osób, które są jakoś już
merytorycznie przygotowane do właściwego
ich odczytywania i stosowania. Natomiast raczej mało przydatne
laikom, nawet najbardziej
racjonalnym i zdystansowanym.
Dodatkowo
z tego zainteresowania oraz odpowiedzi specjalistów na niesłabnący
popyt, wyrosło, tak sądzę, powszechne używanie nazw takich czy
innych zaburzeń, w celu określania zachowania własnego lub innych
osób, w życiu codziennym, czasem bez refleksji nad tym, co
faktycznie dane określenie oznacza. Więc, namnożyło się osób
narcystycznych, depresyjnych, nerwicowców, i moich ulubionych
psychopatów i socjopatów. W efekcie pojawiły się głosy, żeby nie STYGMATYZOWAĆ osób chorych
i nie NADUŻYWAĆ diagnoz bo to krzywdzące itd. Jednocześnie należy
skończyć z tym TABU chorób psychicznych i EDUKOWAĆ rzesze,
NAZYWAĆ co ma zostać nazwane i DBAĆ o to, żeby wszyscy wiedzieli
wszystko (ale chyba nie obnosili się z tą wiedzą.... no nie wiem).
Ogólnie
rzecz biorąc ja się pogubiłam. I w sumie to dobrze mi z tym pogubieniem. Zawsze robię duże zaciekawione oczy, gdy taka czy inna osoba z
mojego otoczenia zaczyna tłumaczyć mi istotę uzależnienia bądź
depresji. Odkryłam w sobie
na nowo potrzebę uczenia się i zawsze
chętnie poszerzam wiedzę z zakresu psychologii, również
z szacunku do rozmówcy gdyż,
jak uczy nas internet WSZYSCY JESTEŚMY PSYCHOLOGAMI, co więcej
nawet TERAPEUTAMI :) (i psychoterapeutami, nazewnictwo jak kto woli i
czuje się na siłach).
I
tak czytam sobie o syndromach wyparcia (linkowane przez psychologów,
chyba czytane nie do końca ze zrozumieniem), o tym, że alkoholicy
są aja tylko, że piją, ale trzeba być wyrozumiałym dla ich
choroby, bo bardzo kochają swoje rodziny tylko taką mają
przypadłość, że piją; o tym, jak należy przeżywać żałobę po
celebrycie; co mówić, a czego nie mówić dziecku (bez uzasadnienia oczywiście, bo wskazówki należy stosować, a nie się nad nimi
zastanawiać).
I
z jednej strony fajnie, bo jestem za popularyzowaniem wiedzy z każdej
dziedziny, a już na pewno z tak bliskiej naszej codzienności jak
psychologia wszelaka. Z drugiej natomiast zastanawiam się gdzie my
wszyscy idziemy i czy to na
pewno dobry kierunek?
Bo
ja mam wątpliwość. Ale taką prywatną, osobistą wręcz, do
której przywiązałam się emocjonalnie, więc nie będę jej
rozwiewać, nie tutaj, toteż super rady podsumowującej nie będzie.
A ona będzie siedzieć obok, rosnąć w siłę i towarzyszyć mi w
kolejnych podróżach przez treści.I mam nadzieję, że Czytającym też coś takiego się przypałęta.
Wiadomo, we dwójkę zawsze raźniej :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)