Przyszła
o czasie, nie zapowiadana ani nie oczekiwana specjalnie, ot naturalna
kolej rzeczy. Trochę nostalgiczna, rozsiadła się wygodnie w
stojącym przy oknie fotelu. Przyniosła ze sobą coraz dłuższe
wieczory, ale nikt nie chciał ich oglądać. Zostawiła je na stole,
a one jak bezpańskie psy, swawolnie rozbiegły się po domu. Pożywią
się resztkami ze stołu i przeczekają do zimy, rosnąc w siłę.
Potem trochę dzikie, zaczną zagarniać coraz więcej czasu w ciągu
dnia, jakby mszcząc się na te wrześniowe godziny, kiedy w
codziennym zabieganiu nikt nie chciał się nimi zająć, odganiając
je tylko jak ostatnią natrętną letnią muchę. W ślepym pędzie,
bo jeszcze przecież tyle jest do zrobienia, zostaną pominięte
spadające na złoty dywan liści kasztany. W napiętym harmonogramie
tygodnia zabraknie czasu na promienie słońca, łapczywie
przebijające się przez szyby. Z letniego rozleniwienia podszytego
narzekaniem na upał wskoczymy w zimową tęsknotę za wakacjami,
starając się za wszelką cenę nie zauważać jesiennego smutku
wypełniającego luki między kolejnymi wdechami. I tak minie
bezpowrotnie czas jesiennych uniesień, rozpoczynający się
mimozami, kiedy zaczyna się szkoła, a pogoda z dnia na dzień jest
coraz bardziej barowa. Rozpanoszy się bezwstydnie jesienna chandra,
na którą, wbrew temu co twierdzą farmaceuci, poza słońcem nie ma
lekarstwa. A może by tak uzbroić się naiwnie w lenistwo i poczekać
co będzie dalej? Po magazynować letnie wspomnienia i trochę sił na
zimowe zmagania? W końcu aura sprzyja temu by trochę zwolnić,
zapatrzyć się we wrzosy, zatopić w zapachu jesiennego lasu, poczekać cierpliwie na to, co przyjdzie potem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz