Mam
psa. A może inaczej, bo to stwierdzenie nie jest miarodajne. Mam
rottweilera. Mój rottweiler waży jakieś 13 kg mniej ode mnie. Z
uwagi na tą różnicę wagi między nami oraz mój niepozorny a jego
pozorancki wygląd, regularnie jestem zapytywana o poziom strachu
jaki odczuwam (chyba powinnam) względem mojego czworonoga. Z racji
tego, że Iwan to już dorosły, pięcioletni niemal pies, miałam
dużo czasu na to, żeby nad tym tematem się zastanowić i uważam,
że to niesamowite, ile zjawisk może się podziać wokół
posiadania psa.
To
jest pies agresywny!
Oto
pierwszy i najpopularniejszy chyba przesąd, jaki pokutuje w
społeczeństwie. Sęk w tym, że duże psy nie muszą być agresywne
fizycznie, bezpośrednio (w sensie gryźć, napadać, rozszarpywać).
Częściej wystarczy im agresja werbalna (warczenie, szczekanie),
korzystają również z sygnałów pozawerbalnych (nastroszona
sierść, pokazane zęby, szeroko, stabilnie rozstawione łapy, ogon
chyba z poziomie...no z tym to mam problem, bo mój ma tylko ogoński
kikut). Ponadto psy o postawie rottweilera bazują na panujących w
środowisku stereotypach i naprawdę nie muszą pożytkować energii
na zjadanie sąsiada i późniejsze trawienie jego papci przez resztę
tygodnia. Wespół zespół z całą gamą stereotypowych przekonań
mamy jeszcze do czynienia z indukowaniem strachu mającym miejsce z
pokolenia na pokolenie. Psy z kolei ten strach interpretują na swój
prymitywny poznawczo psi sposób, co może stanowić podstawę do
dalszych problemów w relacjach z ludźmi – nieznajomymi zwłaszcza.
(To przykre zjawisko pozostanie tematem na kolejną odsłonę).
Niemniej to wszystko razem wzięte powoduje groźne dla wizerunku psa
rasy zaliczanej do niebezpiecznych, rozleniwienie i pozwala na
bezkarne odgrywanie roli niuniusiabambuniusia w domowych pieleszach.
Myśląc,
o relacjach piesko-człowieczych pierwszy przyszedł mi na myśl Mały
Książę. On nauczył się, dzięki znajomości z lisem, co to znaczy
oswoić kogoś. A Ty? Pamiętasz jeszcze co to znaczy kogoś oswoić?
W
mądrych książkach zamiast oswajania mówi się o procesie
socjalizacji czyli procesie dostosowywania się do życia w
społeczeństwie, uczenia życia wśród ludzi, norm i zasad,
wychowywania jednym słowem. Wychowujemy wszystko co się da, z
własnymi i cudzymi dziećmi włącznie, zapominając jednak,
niestety zbyt często, na czym to całe wychowywanie powinno się
opierać. A filary tworzy przede wszystkim, z pozoru
nieskomplikowany, system kar i nagród.
(Ja
od siebie dodam jeszcze kilka innych, uważam istotnych, elementów
składowych, a mianowicie: dobry poziom samoświadomości
wychowujących, otwartość na przyjmowanie mniej lub bardziej
konstruktywnych informacji zwrotnych, zdolność do beztroskiego
popełniania błędów wychowawczych, umiejętność wyrozumiałego
rozliczania się z popełnianych błędów, gotowość na przyjęcie
czyjegoś ''wiem lepiej'', umiejętność przyznawania się do
niewiedzy, gotowość do szukania pomocy, szukanie/korzystanie z
pomocy, cierpliwość w rozkładaniu rozwiązywania problemów na
czynniki pierwsze, wytrwałość w dążeniu do celu).
Więc,
wraz ze współwłaścicielem Iwana, od kilku lat, z różnym
skutkiem, podejmujemy trud wychowywania. Oczywiście pies ten nie
jest ucieleśnieniem najlepiej wychowanego psa na świecie, który
wykonuje komendy na mrugnięcie powieką, zawsze i we wszystkich
możliwych okolicznościach, co powoduje, że mając świadomość
tych niedostatków, nie mogę czuć się najwspanialszym właścicielem
najcudowniejszego psa pod słońcem. Mogę za to ocenić, które
zachowania są nie do przejścia, a na które mogę przymknąć oko.
Ważna
jest też funkcja, którą pies pełni w domu. Mój pies jest
towarzyszem, służy do głaskania, wnoszenia ton piasku i sierści
do domu, dzięki czemu mogę zupełnie racjonalnie uzasadnić dlaczego
nie utrzymuję domu w czystości. Iwan służy również do
poprawiania humoru, straszenia niefajnych sąsiadów, wywoływania
zachwytu lśniącą sierścią i głębokim szczekiem, lizania po
twarzach nieznajomych dzieci, wywoływania salw śmiechu wykonywaniem takich czy innych sztuczek i zawsze, ale to zawsze, jest
idealnych tematem do niezobowiązujących konwersacji.
Mój
pies jest nauczony bycia naszym towarzyszem. Wie, kiedy przegina.
Wie, kiedy może pyskować, a kiedy zabawa się kończy. Rozumie,
kiedy dostaje karę i co jest dla niego nagrodą. Potrafi upomnieć
się o czas dla siebie w sposób, jaki jest przez nas akceptowany,
sposób którego go nauczyliśmy. Ma zaufanie do swoich właścicieli.
Wie, że nikt nie chce zrobić mu krzywdy, choć czasem sprawiamy mu
ból (przed czym na swój psi sposób stara się bronić). Ale jego
obrona ma granice, granice nadane zaufaniem i przywiązaniem do
swojego stada.
Ten
pies jest zsocjalizowany.
A socjalizacja to nie to samo co uczłowieczenie. Pies pozostaje psem.
Zwierze to zwierze. Koniec. Kropka.
Pies
ma możliwości poznawcze na poziomie dziecka dwu-trzyletniego. I
tyle, nic więcej ponadto nie zrozumie. Jego wnioskowanie
przyczynowo-skutkowe jest proste: bodziec – reakcja. Koniec. Nie
zna meandrów zawiłej interpretacji niezliczonej ilości zmiennych,
która pomaga zrozumieć świat. On wie tylko, że jak każą czekać,
to trzeba czekać bo i tak wrócą. Wrócą, bo zawsze wracają. On
rozumie, że jak wychodzisz to znaczy, że cię nie będzie. Nie wie
jak długo, nie wie kiedy wrócisz. Ale będzie czekał bo tak został
nauczony.
Pies
rozumie określoną ilość słów, nie rozumie zdań, kontekstu.
Rozumie poszczególne słowa i gesty, które przy tej okazji
wykonujesz. Pozostałą część komunikacji wypełniają emocje,
panoszące się w powietrzu, nie zawsze uświadomione, jeszcze
częściej w ogóle nienazwane. Emocje, które wszyscy uczestnicy
danej sytuacji społecznej chłoną całym ciałem i starają się
zrozumieć, korzystając ze wskazówek, których ktoś kiedyś ich
nauczył.
Piękny i mądry wpis. Gdyby wszyscy ludzie mieli taki stosunek do zwierząt, świat byłby lepszy.
OdpowiedzUsuńCzego sobie i Tobie życzę :)
UsuńWłaśnie takiego toku przemyśleń dot. oswojeń dzisiaj potrzebowałam.
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam :)
Na zdrowie :)
UsuńNigdy nie możesz dać nikomu 100% gwarancji,że twój pies nigdy nikogo nie zaatakuje.
OdpowiedzUsuńZwierzę,to zawsze zwierzę.Nigdy nie wiadomo kiedy obudzi się w nim instynkt i zaatakuje. Wiesz mój znajomy miał pudelka.Małego uroczego słodkiego jak baranek. Wychowywał go od szczeniaka i byli nierozłączni.I nagle pewnego dnia,gdy jak zwykle się razem bawili, ten przeuroczy słodki psiak odgryzł nos mojemu koledze.To był szok.Nikt z nas nie chciał w to uwierzyć,bo ciężko uwieżyć w coś takiego,ale stało się.
Dlatego nigdy nie zaufam zwierzęciu na 100%.
Poza tym moja koleżanka została kilka miesięcy temu napadnięta przez rottweilera. Mieszkamy na przeciwko parku i często razem biegamy.Niestety tego dnia nie mogłam do niej dołączyć, dlatego postanowiła wybrać się sama. Zaczęła biegać i wtedy zaatakował ją rottweiler. Przewrócił ją na ziemię i zaczął szarpać jej kurtkę.Przestraszona krzyczała zasłaniając twarz. Skończyło się rozdartą kurtką, rozbitym telefonem i kilkoma ranami.Właściciel psa próbował przepraszać tłumacząc,że nie wie co się stało bo tu o bardzo łagodny pies,który nigdy nikogo nie zaatakował ,a w domu są małe dzieci,które się z nim bawią. No właśnie nigdy nikogo nie zaatakował,aż do czasu... Nigdy nie wiesz kiedy i gdzie w twoim pupilu obudzi się bestia.
Przykro mi, że masz takie doświadczenia. Prawda to, że zwierzę to zawsze zwierzę, stąd konieczność stałego o tym myślenia, kiedy posiadasz takowe :)
Usuń