Ile
kontrowersji może wzbudzić stwierdzenie, że zdanie ''ona sama tego
chciała'' jest prawdziwe? Dlaczego ona sama mogła tego chcieć? Z
jakiego powodu miałaby szukać, prowokować, powłóczyście
zamiatać rzęsami... jeszcze by się w kostium ofiary zmieściła,
jeszcze ktoś by odważył się stwierdzić, że faktycznie jakiś
udział w tej historii miała...
Sytuacja
trywialna – ona flirtuje z nim. Okazuje mu zainteresowanie, on się
stara. Ona go kusi, on pokazuje jej dlaczego powinna na niego
spojrzeć łaskawiej i zaszczycić zgodą na ciąg dalszy znajomości
(nie ważne co to faktycznie miałoby znaczyć). Ona nie jest
zdecydowana, przemieszcza się tu i tam, on - przekonuje ją
komplementami, starając się zaakcentować jej niepodważalne atuty
i zachęcić do dokonania jedynego słusznego wyboru... Ostatecznie,
jej wystarczają jego zaloty, za co ślicznie mu dziękuje i odchodzi
w swoją stronę, dowartościowana męskim zainteresowaniem. Wydaje
się znajome? No pewnie, wystarczy poświęcić kilka minut w trakcie
sobotniej imprezy, żeby zauważyć co najmniej kilka par w trakcie
takiej rozgrywki. Nic strasznego przecież....bo to tylko taka gra.
Każdy zna swoją rolę i scenariusz do niej napisany. Ja, wiem dokąd
mogę się posunąć, ty, wiesz gdzie się zatrzymać. Ostatecznie
rozstajemy się bez większych szkód... Chyba, że któreś z nas
woli ostrzejszą grę...
Na
przykład ona, gdy oczekuje większego zaangażowania, gdy ma dużo
wyższe wymagania, a potem, jak gdyby nigdy nic mówi: ''sorry, ale
to nie to, a ty musisz już iść, tam są drzwi'', ''no ok, może
się zaangażowałeś, może to dla ciebie znaczy dużo, ale wiesz,
ja tego w ogóle nie czuję, idź już sobie'', ''zupełnie nie wiem
o co ci chodzi, przecież nic ci nie obiecywałam''. Tak, to się
nazywa porażka, a facet...no różnie się go wtedy określa, sęk w
tym, że to o to doświadczenie porażki właśnie chodzi. Ty, koleś,
zostajesz ofiarą bo dałeś się nabrać, ja z kolei czerpię
satysfakcję z tego, że jest ci teraz źle.
Trzecia
najostrzejsza forma tej gry kończy się faktycznym wykorzystaniem
seksualnym, lub oskarżeniem o gwałt ( a takie również się
zdarzają).
Grę
opisał E.Berne, wskazując m.in. na zyski jakie gracze uzyskują
biorąc w niej udział, bo zyski zawsze jakieś są. Ktoś może
pośrednio wyrazić nienawiści, ktoś inny uniknąć intymności,
komuś wystarczy wywoływanie współczucia i trwogi...wyliczać
można jeszcze dalej, tylko po co?
W
jakim celu przytaczam tą grę? Nie po to, żeby obdzielać winą lub
rozgrzeszać, nie nie. I absolutnie nie po to, by wskazywać jakiś
specjalnie idealny sposób postrzegania tej sytuacji. Ta gra przyszła
mi na myśl dlatego, że są osoby, którym pewne sytuacje zdarzają
się często, bardzo często, nagminnie. Są osoby regularnie
pakujące się w takie czy inne kłopoty, o różnym natężeniu
konsekwencji, powtarzające stale ten sam schemat... może w coś
grają? Może akurat nie w gwałt, a może i w gwałt?
Gier
jest całkiem sporo te dotyczące związków opisuje u siebie Nishka,
pozostałe znaleźć można w: W co grają ludzie? E. Berne'a.
Tymczasem....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz