Wyobrażam
sobie czasem, że noszę ze sobą duży plecak. Plecak jak to plecak,
raz na jednym ramieniu – gdy trzeba często do niego zaglądać,
innym razem równo na obu, aby ciężar rozłożony równomiernie
można było przenieść daleko. Taki plecak do doświadczeń, które
zaskakują na każdym etapie życiowej drogi. Bo doświadczenia
trzeba nabierać, doświadczenie jest dobre, powoduje, że mamy do
czego się odnieść, stanowi naszą wiedzę życiową, taką bazę
prób i błędów, na podstawie której można, a nawet należy,
wyciągać wnioski i podejmować kolejne lepsze decyzje i działania.
I
tak przez całe życie napełniamy plecak, każdy na swój sposób.
Jedni skrupulatnie selekcjonują doświadczenia, inni wręcz
przeciwnie, upychają na siłę do plecaka, nawet nie obejrzawszy ich
dokładnie.
Zupełnie
nieświadomi przebiegłości nieułożonych doświadczeń.
Bo,
to trzeba przyznać, doświadczenia są przebiegłe w swojej
łagodności i dobroczynnym charakterze. Przeświadczenie, że skoro
doświadczyłam to już wiem jak to jest i teraz jestem mądrzejsza,
jest co najmniej zgubne, a do tego usypia czujność, tą poznawczą
głównie.
To
doświadczenie mówi nam o tym, jaki sposób jest najlepszy na
poradzenie sobie z trudnościami, to ono podtyka najprostsze,
najszybsze i najbardziej skuteczne, choć nie zawsze konstruktywne,
sposoby ich rozwiązywania. Doświadczenie pozwala na korzystanie z
automatycznego pilota, na poznawczą leniwość, na brak mentalnego
nadzoru nad tym co i w jaki sposób robię.
Skutek?
Zamiast być tu i teraz, rozmyślam nad przeszłymi wydarzeniami i
przeżywam na nowo przeżyte już raz emocje. Tylko nie wiem po co.
Za to doskonale wiem dlaczego. Bo kiedy to się działo, to ja byłam
w trybie automatycznego pilota: broniłam wyznawanych przekonań,
walczyłam o zaspokojenie nieuświadomionych w pełni potrzeb,
podejmowałam działanie, którego znaczenie mogę zobaczyć dopiero
po czasie, gdy emocje opadną, gdy doświadczenia schowają swoje
wszędobylskie łapska z powrotem do plecaka. Tyle, że teraz jest
już po wszystkim, już teraźniejszość się zadziała i nie mam na
nią realnego wpływu. Już jest przeszłością, a ja mogę tylko
popatrzeć, wyciągnąć wnioski i wykreować kolejne doświadczenie,
które wrzucę do plecaka, aby nie było mi zbyt lekko – przecież
doświadczenia czasem powinny być nieprzyjemne.
Przebiegłość
doświadczeń polega też na tym, że czasem narzucają nam sposób
spostrzegania rzeczywistości, jak nie trudno przewidzieć, jedyny
pozornie słuszny sposób. Źródła tej słuszności są różne: bo
rodzice tak robili/mówili, bo im się to sprawdzało, bo tak mnie
nauczono, sama się nauczyłam, bo tak i już.
Nieułożone
doświadczenia złośliwie panoszą się, uzurpując sobie główną
rolę, dyktując wszystkie warunki, zamiast ustąpić miejsca
spokojnemu analizowaniu rzeczywistości opartemu na tu i teraz.
Trudno ujarzmić doświadczenia ale nie jest to niemożliwe.
Wystarczy trochę czasu i chęć odłożenia automatycznego pilota na
bok, chociaż na chwilę.
Ja uważam, że warto patrzeć w tył, właśnie po to, aby z doświadczeń wyciągać pewną dozę wiedzy, aby wyciągnąć lekcję z tego co było. Robiąc to w miarę systematycznie, zawsze nasze doświadczenia będą ujarzmione i poukładane ;)
OdpowiedzUsuńA i do plecaka więcej się zmieści :)
Usuń