Jedz
to, nie jedz tego, myśl, planuj i ciężko ćwicz, a dojdziesz do
celu. Tylko w sumie nie do końca wiadomo gdzież ten cel jest.
Odpowiedź nie jest prosta dla osób, które mimo ''usilnych starań''
nadal stoją w miejscu ani też dla osób, które ponownie mierzą
się z efektem jojo. Pewnie, że można powyższe podsumować jednym
kończącym cały temat słowem: lenistwo. Czy aby na pewno?
Z
jedzeniem ogólnie sprawa jest na tyle trudna, że przyjmowanie
pokarmów jest niezbędne do życia i zachowania zdrowia, więc
wyrzec się tego sposób. Ponadto jedzenie w towarzystwie jest
zajęciem społecznym i miłym sposobem spędzania czasu. Ale od
początku...
Od
dziecka jesteśmy uczeni, że dobrze jest zjeść coś gdy czujemy
dyskomfort. Gdy niemowlak płacze to mniej więcej w 1/3 przypadków
jest głodne, tylko na początku trudno ustalić czy to właśnie
akurat ten raz, więc początkowo przy każdym jęknięciu dostaje
się do naturalnego bądź sztucznego źródła pokarmu, przy
takowym również często chętnie zasypia :)
Później
daje się dziecku coś do przegryzienia, zwykle po to, żeby było
spokojniejsze. W końcu ktoś, po coś wymyślił chrupki
kukurydziane, biszkopciki i tym podobne. Wiadomo, najedzone dziecko
chętniej zaśnie. Po kilkunastu latach takiego treningu okazuje się,
że preferowanym i najskuteczniejszym sposobem radzenia sobie ze
stresem jest... jedzenie.
Pomijając
otoczkę zawierającą setki uzasadnień i zaprzeczeń, można z
naukową lekkością stwierdzić fakt, że często brak innych,
konstruktywnych sposobów radzenia sobie kryje się za upartą
nadwagą.
Wracając
do społecznego aspektu jedzenia warto zauważyć, że dbanie aby
ktoś bliski był syty (czytaj: najedzony do granic niemożliwości)
bywa częstym polskim sposobem na okazywanie troski. Trudno odmówić
babci (cioci, stryjence) spróbowania kolejnego kawałka cudownej
rolady, ciasta, czy co tam dobrego zrobiła. Czasem, mimo wszelkich
prób asertywnego rozwiązania sytuacji, trudno przetrzymać to jedno
spojrzenie, które znaczy więcej niż tysiące słów zapisanych w
podręcznikach wyszkolonych amerykańskich trenerów. I już nie
odmawiasz, po prostu chwytasz za sztućce i próbujesz zachować
kontrolę choćby nad wielkością kawałka, który zaraz wyląduje
telemarkiem na twoim talerzu. Pewnie, że można to wypracować, ale
sama po sobie wiem, jaka to mozolna praca, a i tak o pełnej
akceptacji moich wyborów żywieniowych mogę zapomnieć. Starych
drzew się nie przesadza, a jak się kogoś kocha to się o niego dba
i o jego wagę również. Więc zdania typu: no co tak mało jecie; a częstujcie się, częstujcie; a ty na diecie jesteś, że tak mało
zjadłaś, rozbrzmiewają nad polskimi stołami od lat i rozbrzmiewać
będą nadal, zwłaszcza w okresach około świątecznych, kiedy
jedzenia ma być dużo i my też jeść będziemy dużo. Przy okazji
będziemy mogli rozmawiać i gdy już się skończą wszelkie tematy,
to wtedy będziemy mogli ponarzekać na przejedzenie :) Cudowny
sposób na podtrzymanie kontaktu, pobycie razem, utrzymanie czegoś
co nas łączy, nawet jeśli wszystko inne już dawno padło. Bo
wspólne rodzinne objadanie się to nasza tradycja i chyba każdy ma
choć jedno wspomnienie dotyczące rodzinno-świątecznego obżarstwa.
Wniosek:
Chcesz w pełni uczestniczyć w życiu społeczno-rodzinnym to jedz
jak inni jedzą lub zmień towarzyszy przy stole.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz