Opadłam na kanapę
zniechęcona kolejnym bojem na słowa i emocje. W poczuciu skrzywdzenia
zatrzasnęłam za sobą drzwi i postanowiłam nie słuchać już więcej tego, co działo
się wokół mnie. Skupiłam się na migających z ekranu telewizora obrazkach,
zupełnie nie rozumiejąc ich znaczenia.
„Pewnie znowu poszedł na
papierosa” – pomyślałam, czując się samotna jak nigdy, a przynajmniej od
wczoraj.
W mojej głowie wojna
trwała w najlepsze, a jedyna postać mogąca zapanować nad tym rwetesem poszła
gdzieś, nie zostawiając nawet kartki z lakoniczną informacją, że zaraz wraca.
- Co za bezczelny typ!
Jak on tak śmiał! Co za niewychowany pomiot! – grzmiała kobieta około
pięćdziesiątki, ciasno opleciona modnym, dwuczęściowym kostiumem.
Prawda jest taka, że
ledwo się w nim ruszała, oddychanie również sprawiało jej trudności, jednak
hołdując przekonaniu, że piękno wymaga poświęceń i cierpienia, z godnością je
znosiła.
- Oj nie krzycz, już nie
krzycz. To nic takiego. Zedrzesz sobie gardło. Chcesz może napić się herbatki z
miodem? Zawsze poprawiała ci humor… A może budyń? Zrobię budyń, to nam
wszystkim poprawi nastrój – odpowiedziała druga, wyglądająca na bliźniaczkę,
tylko o znacznie przyjemniejszej aparycji.
Lekko przyprószone
siwizną włosy splecione były w wygodny luźny kok. Gdzieniegdzie frywolne
kosmyki walczyły o wolność i niezależność, nadając całości
niepowtarzalny charakter. Jednak zanim zdążyła cokolwiek zrobić, cała jej
energia opuściła ją znajdując innego nosiciela.
- A dupa! Nie chcę
żadnego cholernego budyniu! Chcę, żeby go zabolało, tą świnię, tego cwaniaka od
siedmiu boleści! Zemszczę się na tym gadzie, który odważył się powiedzieć mi na
przekór – wywrzaskiwało Dziecko wyglądające jakby przeżyło właśnie bliskie
spotkanie z błyskawicą, do tego bunt miało wypisany na twarzy, a od nadymania
się ze złości miało już nie tylko czerwone policzki, ale też fabrycznie białe
gałki oczu.
Nie usiedziało długo na
miejscu, zaczęło biegać tu i ówdzie rozdzielając kopniaki wszystkim sprzętom
domowym, ścianom i wszystkiemu, co napatoczyło mu się pod nogi. Surowa Dama w
swoim ciasnym kostiumie zrobiła kilka kroków, drobnych oczywiście, jak na
prawdziwą damę przystało. Zresztą nic innego nie byłaby w stanie zrobić, biorąc
pod uwagę szerokość spódnicy i wysokość niewygodnych, rzecz jasna, szpilek. Zrobiła
więc tylko kilka drobnych kroków, w kierunku toru, po którym szalało oszalałe z
buntu dziecko. Złapała je za ucho i cichym sykiem wypowiedziała kilka zdań.
- A ty gówniarzu, nie
będziesz tu biegał jak ci się podoba. Masz siadać natychmiast i słuchać co mam
ci do powiedzenia. To ja rozdaję karty, to mnie należy słuchać, to ja będę
decydować z kim należy się rozliczyć, a z kim nie. Więc siadaj na tych swoich
nadpobudliwych czterech literach i się nie odzywaj. Możesz co najwyżej słuchać
i wykonywać to, co dorośli uradzą.
Mały buntownik zdębiał.
Jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki uleciało z niego powietrze. Opadł
bez energii na podłogę. W oka mgnieniu pojawiło się drugie dziecko. Bezszelestnie,
jak kot, zabrało poprzednika i usadziło go w głębokim fotelu, szepcząc mu do
ucha, że ma być grzeczne i spokojne, i słuchać co do niego mówią, że pokorne
cielę dwie matki ssie, nawet za cenę własnego zdania, samodzielności i
samostanowienia. Mały buntownik nie miał siły protestować, gdyż jego pokorny
odpowiednik zabrał mu całą posiadaną energię. Zdobył się jedynie na wymowny
grymas, mówiący więcej niż tysiąc wykrzyczanych na cały głos słów.
Posłuszne Dziecko
pobiegło do kobiety po pochwałę. W tym byli zgodni oboje: grzeczne dzieci
widać, ale nie słychać. A jak już musi być je widać to mają słuchać i wykonywać
polecenia i spełniać oczekiwania. W końcu od tego są dziećmi. I nie ważne czy
coś boli, czy nie boli, należy siedzieć cicho, nie garbić się i nie zawracać
głowy dorosłym, bo dorośli nie mają zbyt wiele czasu na dziecięce fanaberie i im szybciej
się to zrozumie, tym więcej pozostaje czasu na wypracowanie zachowań, za które
zawsze jest pochwała. Słowna. Czasem wzrokowa. Wiadomo, czasu jest tak mało.
Posłuszne Dziecko usiadło
napięte jak struna, czekając na dalsze instrukcje. Bo trzeba wiedzieć, że dziecko bez instrukcji jest jak zmieszane
martini z wódką: niby ta sama proporcja i oliwka też pływa, ale nie to pił 007.
Surowa Dama zadbała i oto, w końcu nic nie może mieć miejsca bez jej
pozwoleństwa i nadzoru, toteż w krótkich żołnierskich słowach powiedziała co
następuje:
- Nie maż się! Siedź
prosto. Nie daj po sobie poznać, że zrobiło to na tobie wrażenie. Boli? Ma
boleć! To znaczy, że żyjesz. Życie boli, takie jest i już, nie zmienisz tego.
Nie odzywaj się. Nie płacz. Bądź twardy. Miętkiego dziecka nie chcę! Słyszysz?
Weź się w garść. Jedna awantura to nie koniec świata. Pamiętaj, można przegrać
bitwę ale wojnę należy wygrać. To sprawa honoru! I nie wykręcaj się
uczuciami. Uczucia to bzdura, zwłaszcza w małżeństwie. Małżeństwo to wojna. A
ty masz być na wygranej pozycji! I nie waż mi się tu odzywać i dawać za
wygraną. I broń cię Panie Boże przed przyznawaniem się do winy. Kobieta nie
przyznaje się do winy! Zapamiętaj to sobie, raz na zawsze. Ile razy mam to
powtarzać! Facet musi się przyznać, że źle zrobił. Kilka cichych dni i parę
przypalonych obiadów rozwiąże sprawę, zobaczysz. Słuchaj się mnie, a na dobre
wyjdziesz. I niech ci do głowy nie przychodzą pomysły o przepraszaniu czy
innych rozmowach!
Dziecko siedziało
wyprostowane. Nie myślało, bo tak małe dzieci zwykle bardziej czują, a to Dziecko czuło
coś nienazwanego. Nauczyło się jednak, że żeby być akceptowanym trzeba się
słuchać rodzica, należy robić wszystko co on każe, czego oczekuje i wtedy
będzie dobrze. Chyba.
Rozgardiasz trwał w
najlepsze. Siedziałam naburmuszona na kanapie. Obrazki w telewizorze zmieniały się
jak w kalejdoskopie. Słuchałam wewnętrznego wkurwionego rodzica wpatrzona w
niego oczami mojego posłusznego dziecka. Wszyscy uczestnicy tej odrealnionej
sceny, połączeni byli z małą wypełnioną emocjami istotą, siedzącą cicho w
najciemniejszym kącie umysłu.
I nagle wrócił on.
Podszedł do małego zalęknionego dziecka wciskającego się w ściany i usiadł
obok.
- Znów się kłócą o to kto
ma rację? – zapytał oglądając od niechcenia dłonie.
- Tak – odpowiedziało Dziecko.
- Kogo teraz finansujesz?
Ach, widzę, tą sztywną damulkę. Myślałem, że jej nie lubisz. Ma baba tupet.
Nie ma dnia, żeby nie próbowała zagarnąć wszystkiego dla siebie – powiedział, a
ton jego głosu wyrażał zupełnie nic.
- Ona przecież nam się przydaje
– odpowiedziało ze smutkiem Dziecko.
- Tak, tylko nie twoim
kosztem, nie kosztem nas wszystkich – podsumował spokojnie.
- Poszedłeś sobie,
zamiast wszystkiego pilnować. – Wyrzut wybrzmiał nad nimi i schował się szybko
aby nie zostać schwytanym przez tracącą powoli energię Surową Damę.
- Tak, to prawda. Moim
zadaniem jest nadzorować równowagę między nami.
- Właśnie! – krzyknęło
Dziecko. – A nie zostawiać mnie na pastwę losu!
- Jesteś smutna? –
zapytał spokojnie Dorosły, bo nazywanie rzeczy po imieniu także mieściło się w
zakresie jego obowiązków.
- Tak – odpowiedziało Dziecko.
- Dlaczego? – dopytywał Dorosły,
chcąc skumulować w Dziecku energię, którą przemocą zagarnęła Surowa Dama.
- Bo On mi odpowiedział,
tak nieprzyjemnie, jakby nie liczył się z moim zdaniem i zrobiło mi się smutno,
i schowałam się tutaj, i… ty wyszedłeś.
- A naprawdę nie liczy
się z twoją opinią?
- Nie – odpowiedziało Dziecko.
– Mówił, że nie wie o co mi chodzi i dopytywał co o tym wszystkim myślę. A ja
nie wiedziałam co powiedzieć…
- A wie, że tu siedzisz?
- Nie, ukryłam się przed
Nim.
- Więc, nic nie wie i nie
ma możliwości zrozumieć. Może warto Mu to wszystko powiedzieć?
Dziecko wstało i chwyciło
za rękę stojącego już przed nim Dorosłego. Energia wróciła do Dziecka, które
podzieliło się nią z Dorosłym.
Wstałam z kanapy i
podeszłam do Niego, siedzącego przy stole.
- Już ci przeszło? –
zapytał z przekąsem.
Surowa Dama drgnęła lekko jakby szykując się do ciętej
riposty, zza jej ramienia wyglądał Mały Buntownik już gotowy na pokazanie
języka.
Wzięłam głęboki oddech.
- Tak – odpowiedziałam spokojnie.
– chcę o tym porozmawiać.
Usiadłam obok. Promienie słońca
przeskakiwały przez granicę szyby, wypełniając pokój ciepłym, przyjemnym
blaskiem.
- Idealne warunki na miłą
pogawędkę, nie sądzisz? – powiedziało roześmiane już Dziecko.
Rozsądny Dorosły kiwnął głową, skupiając się
na przebiegu rozmowy dwóch siedzących przy stole osób, toczącej się w przestrzeni pokoju wypełnionego po brzegi
kojącym słońcem i pozytywnym nastawieniem.