https://pixabay.com/pl. |
Co roku jest co samo, niezmiennie od wielu lat, zakupy, pośpiech i narzekanie, że to już nie to samo co kiedyś. I te głębokie stwierdzenia rzucone gdzieś pomiędzy, o tym, że należy zwolnić, po prostu być, skupić się na tym czego nie można kupić za pieniądze.
Coroczne
rozmienianie się na drobne nad poszukiwaniem klimatu świątecznych dni, ich rolą i zakresem
przygotowań jest, bądźmy szczerzy, stratą czasu. Dziś być znaczy mieć, a mieć
wystarczająco dużo, stanowi najlepszą gwarancję bezpieczeństwa na te kilka dni,
kiedy w sumie często nie wiadomo co ze sobą począć. Nie rozumiem, dlaczego zmianie
miałyby ulec nerwowe przygotowywania, zakupy i niezliczone ilości jedzenia,
którego tak naprawdę nikt nie potrzebuje.
Spróbujcie powiedzieć kobiecie, która
odkąd była w stanie chwycić szmatkę i odpowiednio operować nią po półkach, była
uczona, że w świętach najważniejsze jest by mieć porządek we wszystkich
szafkach w domu i starty kurz pod mikrofalówką o oknach nie wspomnę, że czysty
dom nie jest najważniejszy, że ważne jest być, przeżywać, a nie biegać z
odkurzaczem do samej kolacji wigilijnej. Uświadomcie jej, że te zarwane przedświąteczne
noce nie mają żadnego znaczenia, bo w święta trzeba się cieszyć tak po prostu i
czysta podłoga nie ma na to żadnego wpływu.
Spróbujcie
powiedzieć komuś, dla kogo całe życie, jedynym sposobem powiedzenia innym, że
są dla niego ważni było przygotowywanie posiłków, a tych świątecznych to ze
szczególnym pietyzmem, że ma nie gotować, nie przygotowywać, bo przecież i tak
nikt nie będzie tego jadł.Powiedzcie mu, że siadanie przy suto zastawionym stole jest niezdrowe, że potrawy zbyt ciężkie a jego wysiłki nikomu nie potrzebne.
A co z
prezentami? Powiedzcie: nie kupuj, nie biegaj po centrum handlowym, nie
wydawaj, nie szukaj, nie dopytuj, nie wymyślaj. Nie pamiętaj. I co z tego, że
nurzamy się w zachoniopochodnej komercji, co z tego, że kupujemy? Nie znam
dziecka, które nie czeka przede wszystkim na prezenty. Nie znam dorosłego,
który nie zastanawia się czy jego wybór sprawi radość obdarowanemu. A przecież
tu o radość chodzi. Radość dawania i otrzymywania. I o pamięć.
A co z tymi
wszystkimi rozmowami zaczynającymi się już od końca listopada, a to że jeszcze
okna nie umyte, a to, że znów do pracy trzeba iść do samej wigilii, a jaki w
tym roku karp, jak długo można mrozić pierogi i kiedy najlepiej zrobić zakupy;
wypełniającymi pustą przestrzeń w relacjach między ludźmi? Rozmowami, które
umożliwiają pobycie razem i zauważenie siebie nawzajem wtedy, gdy inne
możliwości/tematy nie wchodzą w grę.
Po co to zmieniać? Dlaczego się tego
pozbywać? Może nie jest to idealna forma komunikacji, może nie są to treści,
które tak bardzo chcielibyśmy usłyszeć, jednak często jest to jedyne, na co
można liczyć.
I myślę
sobie, że stwierdzenie o zagubionej magii świąt to lekka przesada. Bo ona unosi się nieustannie nad nami od lat tak samo. Przesiąka
przez listy świątecznych zakupów, wycieka z programów o dekorowaniu domów i
pieczeniu pierników, mnoży się w nawale świątecznych obowiązków. Później siada
po kolacji i ogląda z nami po raz setny Kevina, który znów został sam w domu, którego nikt o zdrowych
zmysłach nie ogląda przecież w ciągu roku. Magia świąt unosi się w każdym domu, wszędzie mając inny smak i zapach, inną konsystencję, bo nigdzie nie jest taka
sama. I to nie prawda, że ją zagubiliśmy, że jej nie ma, że była lata temu gdy
w telewizji był tylko jeden program. Magia świąt jest z nami od pierwszej myśli
dotyczącej przygotowań, po tą ostatnią, związaną ze wspomnieniem świątecznego
obżarstwa i marudzeniem, że „ o matko, już po świętach”.
Trzeba
tylko ją zauważyć, trzeba uśmiechnąć się do swojego prywatnego świątecznego szaleństwa, a cała reszta
przyjdzie sama.
A jednak w świętach nie ma magii. Nie ma dla tych, którzy jej nie dostrzegają na co dzień. Jeśli nie widzisz czegoś innego, ,,zwykłego,, dnia, łudzisz się, że to zobaczysz w inny, w taki, którzy wszyscy wokół nazywają świętem. Nie zobaczysz. Zwłaszcza ty kobieto, co tak ganiasz po tych sklepach jak pies z wywieszonym językiem. Gotujesz i sprzątasz. A inni tylko czekają na rezultaty.
OdpowiedzUsuńDla mnie to nie ma sensu. Dla mnie to tylko wolne dni. Nie staram się. Po co? Na dwa krótkie dni.
Nie warto. Wszystkich zwolniłam z prezentów, a siebie z robienia czegokolwiek.
I wreszcie czuje się dobrze. To takie proste. Nie ulegaj presji świąt. Rób po swojemu i bez zewnętrznego przymusu.
Ważne, że czujesz się z tym dobrze :) Dużo przyjemności w te wolne dni życzę :)
Usuń