Motywy podejmowania zachowań pomocowych jest bez liku. Zastanawiam
się czasem, na ile takowe są świadome w sytuacji udzielania komuś pomocy. Czy
możliwe jest pomaganie tylko dla samego pomagania bez czerpania z tego
jakichkolwiek korzyści? Może nazbyt sceptycznie, ale trudno mi w to uwierzyć.
Raczej (osiągając szczyt sceptycyzmu) jestem skłonna przychylić się do
stwierdzenia, że korzyści, które nas motywują często nie są w pełni
uświadomione.
Mogę chcieć komuś pomóc, żeby móc potem liczyć na jego pomoc
zgodnie z regułą wzajemności. Jest to w sumie dość częsty powód i nieistotne jest
czy mamy na myśli konkretną osobę czy bliżej nieokreśloną karmę, która dzięki
czynieniu dobra innym ma do nas w ramach rewanżu kiedyś wrócić. Nie sądzę, aby
było w tym coś złego.
Jest też grupa altruistów, których wiąże się z bezinteresownym
pomaganiem. Zastanawiam się, co w takim przypadku z korzyściami
psychologicznymi opartymi na wzmacnianiu poczucia własnej wartości, budowaniu
dobrego zdania o sobie jako o człowieku czy też odczuwaniu dumy? A opinia
innych? W końcu dobrze wiemy do kogo można zwrócić się o pomoc i kto jej
chętnie udzieli. Kogo można określić jako osobę pomocną i czasem taka opinia
może być niezwykle istotna dla budowania obrazu siebie, jednocześnie stanowiąc
wartość oczekiwaną.
To jak ważne może być dla mnie pomaganie zależy również od
przekonań, które posiadam. Jak je rozpoznać? Wystarczy zastanowić się nad tym
czym dla mnie jest pomaganie, co sądzę o ludziach, którzy pomagają i o tych
którzy tego nie robią. Co myślę o osobach określanych jako potrzebujących
pomocy? Czy uważam, że powinnam pomóc, w jakim stopniu i komu. I jakie mam w
tym zakresie kompetencje…
Tak, ocena własnych kompetencji jest dość ważna, zwłaszcza jeśli
oceniamy je wysoko, a potwierdzeniem (często również własnej wartości) ma być
skuteczność udzielanych rad. W takiej sytuacji łatwo uwikłać się w nieprzyjemną
grę, w której osoba zwracająca się po pomoc oczekuje pozornie jedynie
konkretnej porady (planu, instruktażu). Niby wprowadza ją w życie, sumiennie i
zgodnie z wszelkimi wytycznymi ale, o dziwo (!), nie działa. Toteż musi przyjść
po następną i następną… doprowadzając pomagającego do poczucia niekompetencji,
bezradności. Ach i jeszcze upewnienie się w przekonaniu, że problem jest nie do rozwiązania, że jest się przypadkiem, któremu nie można pomóc. To właśnie jest prawdziwym celem takiej osoby, a
nie uzyskanie faktycznej pomocy.
Wśród takich relacji, w których tylko z pozoru chodzi o pomaganie
można jeszcze doszukać się tych, którzy w sposób nadopiekuńczy zasypują bliskich i
dalszych swoją pomocą. O co może chodzić w takiej sytuacji? To zależy… ale może
to być np. ukojenie swojego lęku lub realizowanie wewnętrznego przymusu, na
pewno nie polepszenie sytuacji drugiej osoby, gdyż najczęściej w najmniejszym
stopniu nie wywołuje pozytywnych emocji, wręcz przeciwnie.
To właśnie po rodzaju emocji towarzyszących najłatwiej jest poznać
w jakiej sytuacji się znajdujemy. Jeśli głównie po otrzymaniu bądź udzieleniu pomocy
czujemy się niekompetentni, mało wartościowi, poniżeni, bezradni, smutni czy
wykorzystani to jasnym jest, że tu nie o pomoc chodziło, tylko o coś zupełnie innego,
a udzielenie czy otrzymanie pomocy było jedynie środkiem w osiągnięciu celu…
Warto się nad tym zastanowić. Warto też pamiętać, że tak jak mamy
prawo prosić o pomoc, tak samo mamy prawo jej odmawiać, bez obawy, że ktoś w
efekcie tej odmowy poczuje się urażony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz