Stres ma wiele
twarzy, jedne znamy lepiej inne trochę gorzej. Najczęściej średnio
nas one interesują, gdyż staramy się zwalczyć stres, zniwelować,
wyeliminować go zupełnie z życia codziennego, co zwykle kończy
się fiaskiem. Dlaczego? Bo jest on nieodłącznym elementem naszego
życia i rozwoju i, przykro mi, ale nie ma możliwości wykreślenia go.
Z roli stresu, najważniejsza
wydaje się kwestia realnej obrony organizmu przed faktycznym
niebezpieczeństwem np. nadjeżdżającym z oszałamiającą
prędkością autem, czy plującym pianą, w rozwścieczeniu swym,
wielkim psem. Spostrzegamy zagrożenie, maszyneria rusza, zapada
szybka decyzja o podejmowaniu walki, ucieczce, czasem o zastygnięciu
w bezruchu. Zagrożenie mija, sytuacja staje się opanowana, można
powrócić do wykonywania przerwanych zadań. Proste, nie?
No tak nie do końca...
Dzięki
naszym możliwościom poznawczym, zabawa komplikuje się, chociażby
z powodu interpretowania/wyobrażania sobie różnych sytuacji jako
zagrażających.
Stres stoi na straży
naszej strefy komfortu, czyli takiego obszaru działań, czy
przestrzeni życiowej, która jest dla nas znana, bezpieczna i
przewidywalna. Jeden krok poza granicę i wraz z wzrastającą
czujnością rusza ta cała biologiczna maszyneria, jesteśmy w
stanie pobudzenia, organizm przygotowany jest na odparcie ataku lub
podjęcie natychmiastowej ewakuacji, a tu klops, bo realnego
zagrożenia brak... jest natomiast inny twór. Jaki?
Wyobrażony.
Sytuacja w jakiej
pojawia się stres jest efektem relacji między osobą a otoczeniem.
Relacja ta oceniana jest przez osobę jako trudna, przekraczająca
posiadane umiejętności, wiedzę dotyczącą radzenia sobie. Wyniki
oceny mogą być trzy.
Relacja może być
uznana za wyzwanie, wtedy stres (pobudzenie) jest oczekiwanym
kompanem, motywuje do działania. Efektem jest nabywanie nowych
doświadczeń, poszerzanie umiejętności, przekraczanie strefy
komfortu :).
Może być określona
jako zagrożenie, co po wstępnym rozeznaniu się we własnych
możliwościach może spowodować zaniechanie działania bądź
podjęcie działań obronnych (np. ucieczkę).
Ostatni wariant to
stwierdzenie, że zaistniała sytuacja jest krzywdą/szkodą i
dotyczyć może np. utraty bliskiej osoby bądź dobrej opinii.
Niestety, nasz mózg,
mimo całej swej wspaniałości i genialności, nie odróżnia, czy
zagrożenie jest realne czy antycypowane, czy najnormalniej w świecie
wyobrażone, czy dotyczy pędzącego na nas stada rozwścieczonych
słoni, czy też lęku przed niezdanym egzaminem. On za każdym razem
reaguje tak samo, wyrzucając odpowiednie ilości hormonów do krwi,
przez co serce nam wali jak młotem, ręce się pocą i trudno
usiedzieć w jednym miejscu.
Toteż, pierwszym
krokiem do oswojenia stresu jest poznanie go. Zwrócenie uwagi na
jego pochodzenie, źródło, wielkość, kolor, zapach. Na jego
twarz.