To
ciekawe, jak bardzo lubimy innych ludzi, zwłaszcza kiedy zgadzają
się w każdym punkcie z naszym światopoglądem i podejściem do
najbardziej nawet kontrowersyjnych elementów wspólnej rzeczywistości.
Ileż pozytywnych i pochlebnych określeń potrafimy wtedy z siebie
wykrzesać. W zgadzaniu się osiągamy poziom mistrzowski wręcz,
odnosząc się do słuszności poglądów oraz rozsądku jakim się
przecież charakteryzujemy (głównie z powodu zgodności). To pozwala czuć
jedność, pozwala być częścią grupy rozsądnych ludzi, której
siła tkwi w spójności. Umożliwia też reperowanie własnego
samopoczucia poprzez generalizowanie dobrych cech poszczególnych
członków na całą grupę... Z kolei ci, którzy się z nami nie
zgadzają, nie należą do naszej grupy. Przejaskrawiając... tacy
ludzie nie są rozsądni, nie trzeba rozumieć ich światopoglądu,
tym bardziej, jeśli mówią nam na przekór lub wyrażają
niepochlebne opinie na temat naszej grupy.
Rozumowanie
jest proste: jeśli ktoś wyraża pogląd, z którym się nie zgadzam,
i nie zgadzają się też inni członkowie mojej grupy (a już na pewno,
nie koresponduje on z ogólnymi poglądami grupy), to zapewne
świadczy to o tym, że autor poglądu jest gnuśnym, nudnym,
stetryczałym, zgorzkniałym człowiekiem.
A to z kolei jest smutne.
Smutne
jest doszukiwanie się, za każdym razem, źródeł podejmowanych
decyzji w cechach osobowościowych decydenta. Smutne jest pomijanie
właściwości sytuacji, w której decyzja była podejmowana i
wszelakiej maści czynników zewnętrznych powodujących takie, a nie
inne zachowanie/opinię/pogląd. Smutny jest brak gotowości na
przyjmowanie innych sposobów postrzegania tej samej części
układanki. I w końcu, smutny jest proces zapominania o tym, że
czasem po prostu poeta/autor miał coś na myśli, usiadł i ubrał
te myśli w słowa, a słowa w treść poruszającą jakieś
zagadnienie/problem, niezależnie od swoich własnych doświadczeń,
niezależnie też, od prawdziwego poziomu przeżywanego szczęścia w
życiu prywatnym.
I może to znak naszych czasów, że historie zwykle wywodzą się bezpośrednio z biografii autora, że są jego doświadczeniami z krwi i kości i można sobie bezpośrednio je odnosić to dat i przeżyć, które faktycznie miały miejsce. Szkoda tylko, że razem z tą całą bezpośredniością, prawdziwością i namacalnością, coraz mniej miejsca na nieskalaną codziennością twórczość, na taki dzień, wieczór, chwilę, kiedy ktoś
coś powiedział, ktoś zapisał i tak powstał treść niosąca wartość samą w sobie.
I w odpowiedzi na zgłębianie głębi głębi poprzez życiową interpretację, za Artystą pozwolę sobie zacytować: "<Jak powstają twoje teksty?> - gdy mnie ktoś tak spyta
Zak*ę z laczka i poprawię z kopyta".
Zak*ę z laczka i poprawię z kopyta".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz