Ufność
bądź nieufność kształtuje się bardzo wcześnie, a największy
wpływ na jej rozwój ma głównie matka i jej umiejętność
odpowiadania na potrzeby swojego dziecka w pierwszych
dniach/miesiącach jego życia. Najogólniej rzecz ujmując związane
jest to głównie z zaspokajaniem potrzeb fizjologicznych i
łagodzeniem nieprzyjemnych doznań. W miarę upływu czasu mała
istotna (śmiem stwierdzić, że dzieje się tak też u zwierząt, czego naczelnym przykładem jest pies mój prywatny) uczy się,
że odsiecz w chwilach nieprzyjemnych przychodzi, zawsze. Powoli
rozwija się odporność na frustrację: „bo jeśli mama przychodzi
zawsze, to nie ma tragedii, jeśli nie przyszła natychmiast, na
pewno przyjdzie za chwilkę, o! Już jest!'”, za kilka dni mała
istota pewnie poczeka dwie chwilki, a mama-uśmierzająca-ból będzie
swoimi zachowaniami opiekuńczymi wzmacniała rozwój ufności.
Pomijając złożoności rozwoju (nie tylko ludzkiego) możemy
przeskoczyć kilka miesięcy, kiedy to mała istota zacznie
generalizować swoją ufność na inne ważne osoby ze swojego
otoczenia. Powoli będzie rozwijać się ufność do innych osób
w ogóle, krystalizujące się w przekonaniu ''ludzie nie są źli'',
''nie chcą mi zrobić krzywdy''. Następnie Osoby Ważne zaczną
uczyć małą istotę, że ''są ludzie, na których trzeba uważać'',
''są tacy ludzie, których trzeba się bać, jednych bardziej,
innych mniej'', i w końcu ''są ludzie, których absolutnie należy
unikać, pod żadnym pozorem nie wolno się do nich zbliżać''.
Jeżeli przekaz od Osób Ważnych jest spójny, okazuje się, że
faktycznie ma swoje potwierdzenie w doświadczeniach innych osób
bądź własnych, faktycznie przydaje się w bezwypadkowym poruszaniu
się po rzeczywistości, staje się podstawą do budowania zdrowego,
rozkorzenionego zaufania dając solidne podstawy pod
satysfakcjonujące relacje z innymi osobami, także, a może przede
wszystkim, te intymne.
Bo w
końcu, jak mam zwierzyć się drugiej osobie z najbardziej
wstydliwych poczynań, skoro nie ufam, że zostawi to dla siebie? Jak
mogę tworzyć plany, uwzględnić w marzeniach Tą Drugą Osobę,
skoro nie ufam, że zostanie ze mną, tak jak to zapowiada? Czy mogę
nieskrępowanie cieszyć się komplementami, skoro nie ufam, że są
szczere? Ile razy uda mi się przekonać samą siebie, że On/Ona
nakrzyczał na mnie tylko dlatego, że miał gorszy dzień w pracy, a
nie dlatego że jestem Jej/Jego dzieckiem-do-bicia? Ile czasu uda mi się
wierzyć, że cierpienie, które mi zadaje, jest tylko efektem
ubocznym, a nie celem samym w sobie?
Nasza
odporność na krzywdę pochodzącą od Osoby Bliskiej mierzona jest
miłością, miłość zaufaniem, zaufanie siłą przekonania, że
On/Ona, tak naprawdę, nie chce mi zrobić krzywdy, że zaraz
przyjdzie i ukoi ból. Przekonanie z kolei, może trwać wbrew
wszystkim racjonalnym, mierzalnym i niezaprzeczalnym znakom na niebie
i ziemi, lub też topnieć z prędkością światła, w zależności
od tego jak bardzo ufne jest dziecko, które w sobie nosimy i ile dla
rozwoju tej ufności musiało lata temu poświęcić.
Jesteśmy
w stanie znieść naprawdę wiele, by unikać przyznania się, że
źle zasadziliśmy nasze zaufanie. Czasem łatwiej jest, dzień w
dzień na nowo, tłumaczyć rzeczywistość na swój sposób, niż
wygrzebywać tak misternie rozkorzenione zaufanie, nawet jeśli już
dawno większość z tych korzeni od bardzo dawna jest martwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz