sobota, 9 stycznia 2016

Towarzysz


Zapadłam się w miękkich poduszkach ciasno ułożonych na kanapie. Spośród licznych frędzli wynurzyła się tylko nikła smuga pary unoszącej się znad kubka, który bezskutecznie starałam się schować w dłoniach. Przezornie podałeś mi największy z możliwych kubków, jakbyś przewidział moje żałosne próby wtopienia się w otoczenie i z góry podjąłeś właściwe działania aby mi to uniemożliwić. Jak zwykle jesteś o dwa kroki przede mną, ale zerkasz co chwilę za siebie i sprawdzasz czy nadążam… Oboje wiemy, że chciałabym uciec, zwłaszcza w momencie gdy siadasz naprzeciwko by ponownie podjąć temat. Wiem, taką mieliśmy umowę. Zgodziłam się na wszystkie zamieszczone w niej załączniki. Tylko, teraz dopiero skalkulowałam koszty z jakimi będę musiała się zmierzyć. Jak zwykle przeceniłam swoje możliwości. To nic. Jeśli coś pójdzie nie tak, zgrabnie zrzucę to na karb trudnego dzieciństwa bądź obciążających przekazów rodzicielskich. Rozglądam się ukradkiem dookoła szukając wyjścia awaryjnego lub chociaż czegoś co można zastosować jako temat zastępczy. Nic. Przy kolejnym łyku kawy postanawiam wreszcie na ciebie spojrzeć. Twoje wyczekujące spojrzenie przypomina mi o mojej powinności…

- A więc… mówisz, że to ona? – zaczynam, naiwnie modląc się w duchu o odrobinę niechęci, o potrzebę zachowania prywatności, o zwykłe: „tak, wiesz, jakoś leci, wszystko dobrze, a co u ciebie?” To jednak nie następuje, nie dziś. Dziś dowiem się, że to jednak ona, że jest jak kamień milowy, że teraz wszystko jest inaczej, lepiej, bardziej, więcej. Wysłucham każdego słowa uciekając w mało interesujące nas oboje porównania i dygresje. Zgodzę się z tobą w każdej kwestii, przytaknę twoim wyborom. Nie, nie będę siać niepokoju czy innych wątpliwości. Pozostawię je dla siebie, ku pamięci. Upakuję w osobne pudełka i postawię gdzieś w kącie. Może czasem do nich zerknę, aby pamiętać o czym nie powinnam wspominać.
Teraz słucham uważnie każdego wypowiadanego przez ciebie słowa. Układam obok siebie wszystkie zdania, przesadnie dbając o zachowanie sensu, który ty im nadałeś. Moja opinia liczy się tu mniej. 

To trudne, być towarzyszem. To sztuka pozbyć się przemożnej chęci niesienia pomocy, służenia dobrą radą i tłumaczenia kwadratury koła przy każdej okazji. Nie łatwo jest poskładać własną perspektywę i odłożyć na bok, by móc być tu i teraz w rzeczywistości, w której nie ja ustawiam meble…
Pokój powoli nasyca się emocjami. Zadowolenie i obawy wypełniają coraz więcej wolnych przestrzeni między drobinami powietrza. Jak rozbrykane dzieci, zderzają się ze sobą beztrosko, za nic mając konsekwencje swoich poczynań. Automatycznie dodaję do nich odrobinę swojego zmieszania i przesiąkniętych dobrą wolą oczekiwań. I już po chwili żałuję wszystkiego. To nie tak miało być. Przepraszającym wzrokiem poszukuję twojego rozgrzeszenia. Całe szczęście, nadal jesteś w swojej opowieści. Teraz już chyba zrozumiałam dlaczego uczucia czynią nas mniej spostrzegawczymi. To dla naszego dobra. Dla tych niesamowitych chwil uniesienia, kiedy prawdziwa jest tylko jedna prawda, ta jedyna absolutna, którą wykreowaliśmy sami pod wpływem emocji. I dla możliwości doświadczenia radości bez granic, dzięki której wszystko jest proste i możliwe, na każde pytanie jest odpowiedź, na każdy problem proste rozwiązanie. To wzbogaca.
I nawet jeśli potem codzienny kurz zaczyna panoszyć się tu i ówdzie, to zawsze można wygrzebać z pamięci wspomnienie tej euforii, która motywowała do nawet najbardziej nieprawdopodobnego działania. 

Wszystko ma swoje miejsce i swój czas, trzeba tylko zatrzymać się na chwilę i poczekać, aż wszystkie elementy układanki wskoczą z gracją na swoje miejsce. Więc umościłam się wygodnie w miękkich poduszkach ciasno ułożonych na kanapie, spojrzałam w kubek. Ostatni łyk kawy nieśmiało wyznaczał koniec rozmowy.
- Może zrobisz mi tym razem herbatę?
Spoglądasz wyrwany spomiędzy zdań niewidzącym wzrokiem. Po chwili wracasz do tego pokoju, w którym siedzimy od dłuższej chwili. Uśmiechasz się stwierdzając, że to zupełnie trafiony pomysł i wracasz tam gdzie mam ci towarzyszyć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz