Historia zaczyna się od jednej małej
komórki, która na swojej drodze spotyka inną, cierpiącą na nadpobudliwość
psychoruchową, komórkę. Łączy się z nią stając się zalążkiem do powstania
milionów innych komórek. Te z kolei uformowane odpowiednio z szczegółowym
podziałem zadań i obowiązków, stają się czymś pięknym i niepowtarzalnym w
swojej złożoności. Istota z nich utworzona staje się wypadkową pierwszych
istotnych w swoim życiu relacji – międzykomórkowych. Pozostając zupełnie
niesamodzielną, istota dbając o warunki do przeżycia, godzi się na relację
symbiotyczną z innym organizmem: większym, ważniejszym i samodzielnym. Symbioza
podyktowana biologią trwa w najlepsze, gdy istota podstępnie rozwija swoje
indywidualne zapatrywania na sposób przeżywania tego, co zewnętrzne. Wszyscy
wokół: nosiciel i jemu pokrewni twierdzą, że to wypadkowa genów, nadgryzając
poniekąd prawo istoty do samostanowienia. Po pewnym czasie istota dorasta do
pierwszej w swoim życiu kryzysowej sytuacji – narodzin. Usamodzielnia się
poprzez to wydarzenie, jednak nadal stopień zależności pozostaje bardzo wysoki.
Wiadomo, brak możliwości zaspokajania podstawowych potrzeb wymaga polegania na
dawcy. Niepostrzeżenie rola dawcy zmienia się, poszerzając właściwości o
udzielanie wsparcia, pomocy, ciepła i opieki. Po niedługim czasie
uzasadniającym pełną i bezgraniczną odpowiedzialność-za-kogoś, następuje okres
regularnego powiększania się samodzielności istoty i kompatybilnego procesu
pomniejszania się odpowiedzialności-za-kogoś, aż do momentu oddania jej w pełni
w ręce istoty już wtedy samodzielnej. Odpowiedzialność-za-kogoś w naturalnych
warunkach przepoczwarza się w określmy to roboczo odpowiedzialność-własną bądź odpowiedzialność-za-siebie.
Niestety, w tym na pozór prostym
układzie zdarzeń coś nie działa tak, jak powinno. Najczęstszą usterką okazuje
się trudność w uznaniu potrzeby oddania odpowiedzialności. A może inaczej, może
bardziej dotyczy to uwolnienia się od odpowiedzialności ZA drugą osobę, za to
co robi, kim się stała, jakich dokonuje wyborów. Tłumaczenie ciągłego
nadstawiania karku i brania na barki problemów zbyt bliskich osób,
macierzyństwem, rodzicielstwem czy innym twem przekracza swym istnieniem
granicę normy.
Z drugiej strony, po latach
słuchania, że wszystko od nas zależy i te dobre, a już przede wszystkim te złe,
odpowiedzialność-za-kogoś wgryza się tak głęboko w ciało, że trudno jest ją
wyrwać. A nawet jeśli się uda, to rana jest głęboka, ropieje, z czasem wypełnia
się poczuciem winy i nie zabliźnia się nigdy. Odnawia się wraz z każdym
potknięciem istoty, ZA którą czujemy się odpowiedzialni.
To takie niedokończone dzieło:
niepełne, niedoskonałe, nieukończone, stale wymagające poprawek.
Biedna istota. Biedne poczucie
własnej wartości istoty, niepewne, ubogie i chybotliwe. Stale oglądające się za
siebie, kryjące się przed krytycznymi spojrzeniami, wypatrujące niechcianej
pomocy i wciskających się uparcie poprawek do życia.
Odpowiedzialność-za-kogoś sama w
sobie jest potrzebna, wręcz niezbędna do prawidłowego rozwoju, jednak jak
wszystko w świecie na swój termin przydatności do spożycia, po upłynięciu
którego staje się toksyczna i ciężkostrawna. Dobrze hodowana Odpowiedzialność
dorasta w odpowiednim momencie, zmieniając podmiot swojego oddziaływania,
dostosowując siłę i rodzaj wpływu. Staje się ważnym elementem składowym
szczęścia, może dlatego jest tak wrażliwa i delikatna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz