Na początku była pustka. Pustki mają
to do siebie, że zwykle nie żyją długo. Nie lubią też być identyfikowane,
przeżywane, zauważane, w ogóle to kryjaki takie. Pustki lubią trwać od czasu do
czasu dając wytchnienie, lubią wciskać się na siłę w wypełniony po brzegi
kalendarz. Uwielbiają wręcz podszywać się pod kogoś innego, na przykład święty
spokój lub zasłużony odpoczynek. To pozwala im osiągnąć swój cel, jakim jest
sprawianie przyjemności.
Ta pustka była jeszcze
niedoświadczona. Nieopatrznie dała się zidentyfikować zbyt szybko. Wpadła w
popłoch, narobiła bałaganu wokół siebie, powiększając swoje rozmiary
dziesięciokrotnie w ciągu godziny. Bo trzeba wiedzieć, że cierpliwość i
umiejętność działania z rozmysłem to główne i najbardziej pożądane atrybuty w
pustkowym świecie. Nie tylko z powodu konieczności prowadzenia ciągłej i wysoce
skomplikowanej dywersji wobec nosiciela, ale również dlatego, że zauważona i właściwie
zidentyfikowana pustka powiększa swe rozmiary z sposób szybki, zdecydowany i
niekontrolowany, pochłaniając wszystko dookoła, nie biorąc jeńców i
monopolizując powierzchnię myślącą na, nierzadko, bardzo długi czas.
I takim to sposobem, w prostym,
ułożonym życiu zapanowała pustka. Ona sama była raczej przerażona rozmiarami
dziejącego się na jej oczach zniszczenia. Zupełnie otępiała postanowiła
przespać ten czas, żywiąc dziecięcą nadzieję, że wszystko naprawi się samo.
Toteż schowała się w kącie, zawinęła szczelnie kocem i poszła spać. Obudziwszy
się, z niechęcią stwierdziła, że nic się nie zmieniło. Na domiar złego nosiciel
osiadł w przeżywanym stanie, nie wykazując ani krzty motywacji do zmiany
swojego nowego położenia.
Pustka, jako że była jeszcze bardzo
młoda i nie nauczyła się jeszcze czerpać korzyści z własnego trwania nie
wymagającego przebrania, postanowiła działać. Pozostawiła nosiciela zatopionego
w myślach roztrząsających przeszłość, unikającego przyszłości i bezpowrotnie
marnującego mijającą teraźniejszość. Pobiegła uzyskać poradę, która pomogłaby
przywrócić stan sprzed niefortunnego zajścia. Krążyła między podobnymi sobie
starając dowiedzieć się czegokolwiek, co pomogłoby jej naprawić błędy.
Dowiedziała się wiele: jak maskować się wielością zadań domowych, jak
rozweselać nosiciela na zawołanie, jak przekierowywać uwagę na zmieniające się
daty w kalendarzu, jak nadawać wartość rzeczom w dłuższej perspektywie
bezwartościowym. Nic, z tego co się dowiedziała, nie pomogło jej stworzyć planu
działania, którego celem miało być ponowne wrzucenie nosiciela w nieświadomość.
Zrezygnowana wróciła z przekonaniem, że jedyne co jej pozostało, to trwać w
oczekiwaniu na to, co przyniesie jutro. Zajęła więc fotel w kącie pokoju i
czekała.
Po kilku dniach nosiciel spojrzał na
nią i uśmiechnął się szeroko.
- Wszystko sobie przemyślałem –
powiedział, spoglądając na nią uważnie – już wiem, czego chcę. Potrzebowałem
tego czasu, żeby wszystko sobie poukładać. Teraz chciałbym iść dalej.
Podniósł się z fotela, przeciągnął
się leniwie, poprawił ubranie. Wyciągnął do niej rękę.
- Idziesz ze mną? – Spytał, po czym
nastąpiła znacząca pauza sugerująca jedyną właściwą odpowiedź. Kiwnął
ponaglająco głową, jakby odczytał jej wahanie.
Długo nie odpowiadała, stale ważąc w
sobie gotowość zaakceptowania własnej tożsamości. Wreszcie odetchnęła głęboko.
Wstała i niepewnym ruchem podała mu dłoń.
- Cieszę się, że się zdecydowałaś –
powiedział z wyraźną ulgą.
Uśmiechnęła się do niego nieśmiało.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz –
odezwała się tak cicho, że sama z ledwością usłyszała wypowiadane przez siebie
słowa.
- Tak, wiem. Jesteś mi potrzebna.
Będziesz dbać o dystans.
- Dystans? – Zdziwiła się.
- Tak, dystans do codzienności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz