Długo pisałam... oj długo. Gdyby to był jakiś sensowny tekst naukowy, mogłabym się wykręcić, że zbierałam materiały i robiłam cały ten risercz czy coś. Ale nie. To tylko moje przemyślenia, autorskie więc tego...
Miłej lektury, jeśli ktoś ma ochotę.
Chodziłam sobie jakiś czas z myślą o tym co przydałoby mi się, aby być choć znośnym rodzicem. Oto jakie cechy uważam, za bardzo przydatne, taki rodzicielski must have:
Cierpliwość
Bardzo podoba mi
się definicja cierpliwości: zdolność do spokojnego długotrwałego znoszenia
rzeczy przykrych… ewidentnie, jednoznacznie, w sposób nieodwracalny.
To trudne być
cierpliwym, zwłaszcza gdy trzeba wykazywać się tą cechą w sytuacjach pełnych
krzyku, niezrozumienia i zmęczenia, kiedy sił na rozsądne myślenie już brak.
Mam taki pomysł
(jako, że winnego trzeba znaleźć), że to przez ten pośpiech. Przez to że gdzieś
stale pędzimy; na spacer, na zakupy, do domu. W biegu. Czasem zastanawiam się,
po co… a potem lecę dalej.
Tak, cierpliwości
powinni nam sprzedawać na tony, głównie tej do samych siebie.
Empatia
Na temat empatii
powstało zapewne wiele książek, artykułów, wystąpień, warsztatów. Ta cecha
pozwala na poszerzenie własnego pola rozumienia innych. Dzięki zdolności
współodczuwania oraz rozumienia stanów emocjonalnych i sposobu myślenia
dziecka, łatwiej jest reagować adekwatnie do sygnalizowanych potrzeb,
zaspokajać je, a także uczyć radzenia sobie.
Czasem warto wejść
w te małe buty i zobaczyć jak wygląda świat z perspektywy ich właściciela.
Zaręczam, że nie jedno może was zaskoczy.
Otwartość
Otwartość potrzebna
jest by zamiast krytykować, oceniać i wpasowywać w szablon dziecko wraz z jego
pomysłami, raczej obserwować i wspierać nowatorskie podejście do otaczającej
rzeczywistości. Otwartość, a może bardziej zgoda na inność, na robienie po
swojemu. Na bycie innym niż cała reszta, do tego trzeba też sporo poczucia
własnej wartości aby mieć tę moc…
Poczucie własnej
wartości
Po co rodzicowi
poczucie własnej wartości? Aby go dobrze radzący, przyjaźnie nastawieni ludzie
na gryźli. W internetach pełno jest (odniosę się do parentingowego towarzystwa)
matek gryzących inne matki za to, że źle robię to czy tamto. Masa jest matek,
które wypisując miliony słów uzasadniają tonami argumentów, że te kąśnięcia to
im nic nie robią i one nadal będą w swój doskonały sposób niedoskonałe.
Wszystko to czyta całe morze kobiet (głównie, kobiet sądząc po autorstwie
komentarzy), które podgryzają same siebie patrząc w swoje nieumalowane odbicie
w lustrze.
Poczucie własnej
wartości nie potrzebuje polemizowania z ciotką klotką, czy inną domorosłą
wychowawczynią jednej lub dwóch latorośli. Poczucie własnej wartości nie lubi
rozmieniania się na drobne nad takimi czy innymi komentarzami. Poczucie własnej
wartości jest. Krąży w krwioobiegu. Wychodzi na zewnątrz wszystkimi porami
zmęczonej cery. Zerka nierzadko przekrwionymi oczami i daje dziecku poczucie
bezpieczeństwa. Pozwala eksperymentować i wzrastać w dobrej, niegryzącej
atmosferze.
Uważność
Gdy ostatnio
mówiłam do przyszłych rodziców, to jakoś mi tego obserwowania dużo wychodziło w
treści. Ale tak to teraz widzę, uważność jest potrzebna by nie przegapić
ważnych momentów. I nie chodzi tu tylko o patrzenie na dziecko, ale też na
siebie jego oczami. No dobra, popłynęłam. Na siebie w ogóle, też będzie dobrze.
I na to czy na pewno jesteśmy tu i teraz, w tym pokoju, z tym konkretnym
dzieckiem. Czy może właśnie (przez telefon z koleżanką) w trakcie kłótni sprzed
kilku dni.
Małe dziecko jest
stale tu i teraz, dopiero (wraz z rozwijającymi się możliwościami
intelektualnymi) uczy się wspominać, uczy się planować. To od nas uczy się jak
to robić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz