Chciałam napisać o świętach o tym
jakie są okropne i złe, jak bardzo narzekamy na coś, co przecież
kreujemy sami.
Myślałam, że napiszę coś, aby
zwrócić uwagę na myśli, jakie pojawiają się nam w okresie
świątecznym, o krytyce, której podajemy innych, o tych wszystkich
wymaganiach jakie sobie stawiamy i którym staramy się sprostać, o
obowiązkach, które w sumie bez sensu, bierzemy na barki i
zobowiązujemy się wykonać za wszelką cenę.
Chciałam napisać o powolnym zabijaniu
wszystkich delikatnych, miłych, drobnych uczuć i źródłach
dobrego samopoczucia. Jednak gdy czytałam czy rozmawiałam o
świątecznych przygotowaniach, to przez plany dotyczące potraw,
podarków i sprzątania, przebijał się smutek... Smutek i przymus,
i zmęczenie związane z koniecznością stawania na wysokości
zadania.
Konieczność przygotowania wszystkiego
perfekcyjnie powoduje, że ostatecznie czujemy się jak w kiepskim
teatrzyku, gdzie każdy gra rolę, która zupełnie mu nie leży.
Więc, żeby zniwelować zmęczenie przygotowaniami i złość z
powodu stałego udawania, zaczynamy np. jeść na umór, żeby
chociaż trochę przyjemności z tych świąt wycisnąć, a że
przyjemności tej jest jak na lekarstwo, to na koniec znów okazuje
się, że święta już minęły, znów zbyt szybko i nie zdążyliśmy
ani się nimi nacieszyć, ani odpocząć. Wracamy więc do
codziennych obowiązków, żeby powtórzyć wszystko kolejny raz na
wiosnę. I tak w kółko, z roku na rok, w samopotwierdzającym się
przeświadczeniu, że tak musi być, lub, że żeby lepiej przeżyć
święta trzeba jeszcze więcej mieć, jeszcze więcej dać, jeszcze
więcej kupić. A wszystko to mimo powszechnie znanej prawdy, że to
co najważniejsze jest za darmo.
I
myślę sobie, że to jednak dobrze, że mamy dla kogo gotować, że
znów zobaczymy tą wyrywającą policzki Ciotkę Klotkę, której
gadulstwo będzie można wspominać przez cały rok. Fajnie, że są
jakieś dzieciaki i można oglądać z boku ich życie i zastanawiać
się co będzie za pięć czy dziesięć lat i co z nich wyrośnie.
Dobrze, że znów spotkamy się przy jednym stole i choć przez trzy
dni w roku będziemy grupą ludzi, która się zauważa,
która coś dla siebie znaczy i mimo wszystko jest. Dobrze, że jest
taki czas, kiedy możemy być po prostu razem, być tu i teraz,
cieszyć się z trwającej chwili niezależnie od przedmiotów,
którymi się otaczamy, od niesnasek wypełniających często nasze
codzienne relacje. Dobrze też, że zauważamy teatralność całych
tych przygotowań i świątecznego siedzenia przy stole, choć powiedzcie sami, czym
tak naprawdę nam ona przeszkadza? Po co zmieniać nagle coś, co trwa
w taki sam sposób od lat? Czasem przecież warto jest się po prostu
poprzyglądać, poobserwować i spróbować zapamiętać to co dobre
i warte wspominania, bo nigdy nie wiadomo, z kim będziemy mogli znów
podzielić się opłatkiem za rok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz