Odgłos pukania wyrwał mnie ze snu, ciężko wstałam i podeszłam pod drzwi. Spojrzałam przez judasza, po drugiej stronie stała ona. Kurtuazyjnie jedynie zapytałam -
Kto tam?
-
To ja, Depresja.
-
Nie spodziewałam się Ciebie dziś tak wcześnie. Jeszcze tak na
dobre nie wstałam z łóżka, ale wejdź, rozgość się, wstaw wodę
na herbatę czy coś tam...
Powolnym
krokiem zaczłapałam do sypialni, łóżko kusiło rozrzuconą
pościelą. Spojrzałam na zegarek, już jedenasta, co prawda dziś
mogłabym poleniuchować...głos z kuchni przerwał moje rozterki.
– Co tam? Zastanawiasz się czy znów się położyć? Wiem, że znów
nie przespałaś całej nocy. Nie martw się, przecież tak bywa. To
normalne gdy ma się stresującą pracę, masę obowiązków i mało
czasu na odpoczynek. Gdy przychodzi wolny dzień, to nie wiadomo w co
ręce włożyć, tak strasznie rozbija się codzienny grafik
-
spoglądam w stronę kuchni wsłuchując się w płynące do mnie
słowa. Ona chyba ma rację, jestem po prostu przemęczona, to
dlatego nic mi się nie chce. A może brak mi jakiś
mikroelementów? Codziennie przechodzę obok apteki i jeszcze nie
zdobyłam się by do niej wejść i kupić witaminy, magnez czy coś
na spanie, cokolwiek. Może na smutek też by coś mieli.
Dowiedziałabym się gdybym tam wreszcie zaszła a tak...zawsze muszę
zrobić coś nie tak. Taka prosta czynność, zakupy w aptece i
wszystko wróciło by do normy, ale nie, ja wolę się nad sobą
poużalać, bez sensu.
W
miarę żwawo ubieram się w co popadnie, podłoga usiana ubraniami
noszonymi przez cały tydzień, więcej ich na podłodze niż w
szafie. Znów zaczynam być na siebie zła. Taka jestem
beznadziejna, nawet ubrań nie potrafię ułożyć. Zrezygnowana z sypialni
wychodzę ze stertą ubrań do prania i silnym postanowieniem
poprawy. Dziś jest ten dzień, to właśnie dziś wezmę się w
garść. W sumie, to coraz częściej to słyszę od tego czy owego,
już zaczęłam unikać zbędnych dyskusji na swój temat. Im mniej o
sobie mówisz, tym więcej masz spokoju...
Gdy
stanęłam w drzwiach kuchni, już prawie nie pamiętałam
postanowień jakie podjęłam w sypialni. Popatrzyłam na nią,
spokojnie spijającą piankę ze świeżo zaparzonej kawy, której
aromat roznosił się po pomieszczeniu. Obok na blacie stała druga
kawa, dla mnie, zaparzona w mojej ulubionej filiżance. Zrobiło mi
się niewyobrażalnie smutno, pomyślałam, że jeszcze jakiś czas
temu poranna kawa w tej fiołkowej filiżance była
najprzyjemniejszym momentem dnia, dziś nie czuję nic. Poza
zmęczeniem, matko, jaka czuję się zmęczona. Włączyłam pranie i
siłą ciężkości padłam na krzesło. Ona podała mi kawę.
-
Wypij, dobrze Ci zrobi - pomyślałam, że też chciałabym móc się
teraz uśmiechnąć, kiedy ostatni raz coś mnie rozweseliło? Nie
pamiętam, cholera, chyba naprawdę się starzeję, cera nie ta, waga
nie ta, pamięć nie ta, nawet kota nie mam. Żałosne. Z karuzeli
myśli wyrwało mnie jej pytanie.
-
O czym znów tak myślisz? - spojrzała mi w oczy jakby chciała
sprawdzić czy odpowiem szczerze.
-
Nie wiem, o niczym, o czym mam myśleć. Dom pusty, ja pusta, życie
puste. Nie wiem po co gonię i tak nigdzie nie dobiegnę, jestem ze
stara na sukces. Zresztą, już chyba mi się nie chce. Znów mnie
odwiedziłaś, to z jakiejś okazji?
-
Przyszłam sprawdzić jak się sprawy mają, trochę bałam się, że
mnie zostawisz. Wiesz, po tym spotkaniu ze znajomymi z pracy byłaś
taka zadowolona. Mówiłaś komuś o mnie? - znów to spojrzenie,
ciekawe dlaczego to dla niej takie ważne, przecież nawet gdybym
chciała z kimś porozmawiać to i tak mi nikt nie uwierzy.
-
Dlaczego to dla Ciebie takie ważne?
-
Bo teraz mam Cię na wyłączność, niepotrzebni nam inni. Oni
tylko niepotrzebnie mieszają się z tymi swoimi radami, lekami,
specjalistami. Ci ostatni są najgorsi, myślą że wszystko im
wolno. Stawiają diagnozy, zaczynają leczenie. A po co to komu?
Niech tam sobie te serotoniny i inne noradrenaliny fruwają swobodnie
między neuronami, a że ich trochę mało? Cóż, nie wszystkiego
mamy pod dostatkiem. Po co to sztucznie zmieniać? Przecież nie
wszyscy muszą tryskać szczęściem, bo i po co, prawda? Zresztą,
od tego wsparcia jeszcze uwierzyłabyś, że mogę odejść, a życie
powróci na normalny tor, a tak, jesteś tu ze mną i nigdzie się
nie wybierasz, prawda?
Patrzyłam
na nią uważnie, obserwowałam jak słowa wypadają z jej ust i unoszą w
przestrzeni wokół nas. Oglądałam jak łączą się w zdania i
wypełniają sensem moją głowę. Dopiłam kawę. Zerknęłam na nią
jeszcze raz, faktycznie miała rację, ona tu zostanie i nic się nie
zmieni. Uśmiechnęłam się do niej blado, pomyślałam, że to może
faktycznie jest ten dzień. Sięgnęłam po telefon, wybrałam znany
na pamięć numer, po sygnale usłyszałam znajomy głos.
- Halo?
-
Cześć, to ja, chciałam pogadać...
Jakby o Mnie.....
OdpowiedzUsuń