piątek, 13 maja 2016

Mam plan.



Jakoś mnie dziś na wspominki wzięło. 
Ponad dwa lata temu pojawił się  w mojej głowie pomysł na bloga. I pierwszy wpis, który nie został wtedy opublikowany. Małe zrzędliwe dążenie do doskonałości oceniło jego wartość merytoryczną i każdą inną, i stwierdziło, że to jeszcze nie to, nie ten czas, nie ta konstrukcja stylistyczna. 
Pierwsze zamysły dotyczące funkcji bloga były zupełnie inne od tych, które powoli zaczynają towarzyszyć mi obecnie. To chyba ta zmiana, którą pierwotnie chciałam podsycać, wprowadzać i motywować. Wiadomo, chcesz coś zmieniać, zacznij od siebie. Przez te dwa lata poznałam, na ile mi się chciało, blogosferę; przeczytałam wiele blogów; zachwycałam się pasjami, łapałam za głowę, załamywałam ręce i szukałam swojego miejsca, w myśl przekonania, że jeśli chce się coś zacząć, to warto zobaczyć jak robią to inni. Kiedy dziś o tym myślę, to układa mi się to wszystko w proces dorastania. Wiecie, na początku rodzic jest wzorem i chce się go naśladować, potem okazuje się, że wcale nie jest taki idealny, że posiada wady i to całkiem sporo (co nie jest przyjemne), następnie zaprzecza się wszelkim wspólnym z rodzicem cechom skupiając się na ich negowaniu (bunt nastoletni, hehe) i robieniu wszystkiego zupełnie po swojemu, by na samym końcu stwierdzić, że w sumie to drugi raz Ameryki nie można odkryć i może prościej, i bardziej oszczędnie jest się uczyć na nieswoich błędach, ale ze wszystkich rad też nie trzeba korzystać.

Brak regularności w publikowaniu postów na blogu, z którym od początku się boksuję, nie wynika z braku pomysłów, raczej ze zbyt rozbudowanego samoutrudniania, któremu postanowiłam wypowiedzieć wojnę, na razie taką cichą i opartą raczej na walce partyzanckiej, ale jednak. Tematem, który od kilku tygodni mi towarzyszy jest zadowolenie z życia i piramida potrzeb Maslowa, ale dzisiejszy wpis nie będzie o tym jak ją rozumieć, dziś zdecydowałam się na stuprocentową prywatę i może dlatego tak trudno mi sklejać słowa w zdania. Cóż, zwykle tak przebiega zmiana, próbuje się czegoś nowego, co wcale nie zawsze jest od początku wygodne. Wszak wychodzenie z własnej strefy komfortu jest pożądane i rozwijające, jednak wiąże się także ze stresem – eustresem całe szczęście.
Złapałam się na tym, że o kolejnych wpisach myślę często jak o kolejnym nieprzyjemnym obowiązku, co w konsekwencji, małymi kroczkami zmierzało do myśli o zamknięciu bloga. Na tym etapie życia mam wystarczająco dużo obowiązków, niepotrzebny mi kolejny. Z drugiej strony, chciałam mieć miejsce, które będzie istniało tylko po to by sprawiać mi przyjemność i nie będzie to tylko mały kąt w moim domu. Bo gdzieś cicho w tym kącie siedzi mała potrzeba podzielenia się tym co robię ze światem. W końcu to mój jest ten kawałek podłogi, także tej wirtualnej. Dlatego też, zamierzam od dziś, chwalić się moimi mniej lub bardziej udanymi pomysłami rękodzielniczymi, bo to sprawia mi przyjemność. I dbaniu o małe przyjemności zamierzam poświęcić kolejny rok prowadzenia bloga. Taki patronat. Poza tym, istotnym elementem wprowadzania zmian jest ustalenie momentu początkowego i momentu końcowego, tak aby móc je potem ze sobą porównać i wyciągnąć wnioski, więc taki mam plan, na ten rok. Bez ważnych dat, poniedziałków itp. Mam nadzieję, że będę pamiętać by za rok rozliczyć swoje obecne postanowienie. A może ktoś to przeczyta i mnie przypilnuje? A może dołączy się ze swoim postanowieniem na najbliższe 12 miesięcy? Będzie miło :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz