O kampanii Fundacji Mamy i Taty dowiedziałam się przypadkiem,
trafiając na komentarze dotyczące jej skuteczności, po natrafieniu
na kolejny stwierdziłam, że chyba warto sprawdzić o czym mowa.
Obejrzałam spot. Pierwsze co przyszło mi do głowy to historia,
której sama w tamtym okresie wysłuchałam. Historia kobiety, która
jak ta ze spotu zdążyła wiele, ale czas który jej został, nie
pozwala na posiadanie zdrowego dziecka, ryzyko w tym
momencie jest dla niej już zbyt wysokie. Więc cierpi, z powodu braku
możliwości zostania matką.
Myślę,
że ta historia rzutowała na mój sposób odebrania spotu. A może
po protu, to właśnie na upływ czasu należało zwrócić
szczególną uwagę? Zapytania o to, gdzie w kampanii jest mężczyzna,
wydają mi się nie na miejscu. W końcu nie od dziś wiadomo, że
dla mężczyzn czas płynie inaczej, poza tym to nie oni zachodzą w
ciążę, nie ich organizm ma za zadanie przez niemal rok pracować
na dwoje.
Na
przestrzeni dni, przyglądałam się dyskusjom takim czy innym,
czytałam posty, komentarze i zastanawiałam się skąd tyle buntu i
szukania winnego. Po co tyle energii pożytkowanej na obronę praw do
decydowania o własnych narządach takich czy innych, na wrzaski o
równouprawnieniu i przeciwko uprzedmiotowianiu (chociaż może
bardziej unarządowianiu), obronę prawa do robienia tego na co ma
się ochotę i cedowania odpowiedzialności (za w sumie tą wolność
osobistą chyba) na politykę pracy, mieszkaniową i mało jeszcze
prorodzinną (bo za wszystko odpowiedzialni są politycy, za ilość
urodzeń i życiowe wybory polaków też). Pomyślałam sobie, że
może jest sens tego całego ambarasu, bo dużo gadania, różne
poglądy, czasem zdarzyły się również sensowe argumenty...tylko
tych emocji tak dużo, niestety zbyt dużo chyba żeby dyskusja była
konstruktywna.
Dla
mnie osobiście takie dyskusje są psu na budę, jeśli nie toczą
się między ludźmi, którzy nie biorą na siebie odpowiedzialności
za swoje wybory i decyzje, a zamiast tego doszukują się przyczyn w
otoczeniu. Chcesz podróżować i robić karierę? To rób.
Potrzebujesz mieć duży dom z ogródkiem lub przestronne mieszkanie,
bo nie chcesz żyć na wynajmowanym? Twoja wola. Wymagasz od siebie
posiadania zaplecza finansowego umożliwiającego wykupienie całej
oferty zabawkowej Fisher Price? Twój wybór. Chcesz wykupić się od
ewentualnych roszczeń swojego potomstwa, że na to czy na tamto nie
było Cię stać? W porządku. Nie chcesz mieć potomstwa? Też
dobrze. Tylko weź, proszę, za to odpowiedzialność. Przyznaj, że
to Twoja decyzja, że tak postrzegasz rodzicielstwo i dlatego
będziesz je odkładać na lepszy czas, niezależnie od tego kiedy i
czy w ogóle nadejdzie, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Z
własnego doświadczenia wiem, że taki czas nie nadchodzi nigdy lub
zbyt późno. Zawsze jest jakiś rozpoczęty projekt, niezrealizowany
plan, zobowiązania na kolejne miesiące, z których należałoby się
wywiązać, zawsze na coś brakuje kasy, a jeśli jest, to chciałoby
się więcej. Zawsze są jakieś miejsca, które chciałoby się zobaczyć, imprezy na których warto być. Świadome podjęcie decyzji o dziecku wiąże się z
wzięciem na siebie nowych obowiązków, odpowiedzialności ale to
jeszcze (i całe szczęście) nie koniec świata, chociaż stanowi
niewinny początek wprowadzania diametralnych zmian.
Myślę,
że warto zastanowić się nad problemem, który m.in. postanowiła
poruszyć Fundacja, nie w kontekście czy mają rację czy nie. Czy
wchodzą w butami do cudzego życia i wydają dyspozycje etc... tylko
z perspektywy własnych potrzeb, planów, marzeń i obaw, które są
integralną częścią nas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz