W
ostatnim czasie często zastanawiam się nad celowością
podejmowanych działań i wytłumaczeniami, które nadbudowywane
są misternie, tak aby uzasadnienie owych można było przedstawić
każdemu, kto tylko będzie miał ochotę o nie zapytać, także
sobie samemu.
Wytłumaczenia
charakteryzują się kilkoma cechami: muszą być powiązane
z rzeczywistością, w której się obracamy, mieć związek
z posiadanymi przekonaniami, doświadczeniami, potrzebami,
wyobrażeniami o sobie i świecie, być świadomie akceptowane
i spójne z własnym obrazem siebie, i jeszcze musi się je
przyjemnie opowiadać.
Wytłumaczenia
nie są złe, dzięki nim można wyjaśniać, opisywać, porządkować
to co na zewnątrz i to co wewnątrz nas, to co jest widoczne i
to co niematerialne. Problem zaczyna się gdy przestajemy regularnie
przyglądać się naszym wytłumaczeniom, gdy powtarzane jak mantra
niezmiennie trwają przez lata, wciąż te same. Stałość w tej
materii jest niebezpieczna, choćby dlatego, że zmieniamy się
dorastając i starzejąc oraz jesteśmy członkami wielu różnych
grup społecznych, w których oddziałujemy na innych ze
wzajemnością.
I
tak też, powoli ciśnie się na usta najbardziej ulubione słowo,
odmieniane przez wszystkie przypadki, liczby i co tam jeszcze można
we wszystkich psychoporadach – zmiana. Wytłumaczenia powinny się
zmieniać. Nasze spojrzenie na świat, ludzi, życie, powinno się
zmieniać, powinno ewoluować wraz z każdą kolejną przeczytaną
książką, rozmową z przyjacielem lub przypadkowym przechodniem,
każdym przeżytym rokiem...
Tylko
po co? W jakim celu?
Dlaczego
podejmuję codzienny trud rutynowych czynności, dlaczego spieram się
o wyższość mojego nad twoim, po co określam coraz to nowe
wyzwania, w jakim celu szukam rozwiązań i gromadzę dobra?
Konia
z rzędem temu, kto odpowie na wszystkie pytania i jeszcze będzie z
tych odpowiedzi zadowolony.

Czego sobie i Wam życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz