wtorek, 12 stycznia 2021

Rozdział II - Dzień następny

 

- Ja tylko chciałem dobrze! – jęknął mały chłopiec, być może zbyt cicho, może zbyt piskliwie. – Mamo! Mamo, powiedz, że chciałem dobrze.

Kobieta stojąca obok, z czułością pogładziła do po starannie ułożonych włosach. W ruchu jej dłoni była ta przejmująca czułość, staranność wykonania i duma z efektu końcowego.

- Tak kochanie, chciałeś dobrze. Wszyscy wiemy, że tak było. – odpowiedziała spokojnie i miło, a słowa leniwie ociekały słodyczą. Gęste, lepkie krople spadały z cichym plaskiem na drewnianą, wyszorowaną podłogę.

I wypalały mikroskopowe wgłębienia.

- Powiedz mi, jak to możliwe, że nie wiemy kim jest ta.. to.. ona, że nie wiemy kim ona jest? – zwróciła się do skrępowanego chwilową ciszą starszego mężczyzny zbyt długo już służącego rodzinie królewskiej by nie zorientować się, że wydarzenia ubiegłej niedzieli wróżą kłopoty, a on nie lubił kłopotów. To znaczy lubił, lubił ich unikać co spowodowało, że miał od wielu lat ciepłą posadkę na dworze, uznanie gawiedzi, dostęp do ważnych informacji i królewskich zapasów. Nic więcej nie potrzebował ani on, ani jego liczna i syta rodzina. Do dziś. Dziś wszystko się zmieniało.

- Nie wiem, Pani. Może jest daleką kuzynką, która przyjechała w odwiedziny do któregoś… kogoś… - choć zwykle szył wyjaśnienia idealnie na miarę, wprost na poczekaniu, to tym razem brakło mu pomysłu na wiarygodne wyjaśnienia, co tak faktycznie stało się wczorajszego dnia.

- Daleką kuzynką powiadasz – królowa zatrzymała dłoń w połowie drogi do bujnej czupryny syna, który zaprzestał już piskliwego pochlipywania i porzucił udawanie, że ominęła go mutacja. – A dlaczego nie znamy wszystkich dalekich kuzynek? Przecież nie może być ich zbyt wiele by je poznać, prawda? Nie ma ich jakiejś niezliczonej ilości. Muszą być policzalne przecież. Wszystko jest policzalne… - ostatnie słowa zostały powoli wycedzone z ust, które zdawały się zamknąć przedwcześnie. Pozornie.

Ochmistrz wiedział, że nie warto bronić swojej niewiedzy a jeszcze gorzej byłoby, gdyby uznał za słuszne ją usprawiedliwiać. Postanowił działać szybko i ochronić ile się da z nadszarpniętej pozycji.

- Pani, pozwól, że się tym zajmę. Znajdziemy wszystkie młode damy spokrewnione z tutejszymi rodami. Sam tego dopilnuję.

Kobieta spojrzała na niego z zadowoleniem.

- Dobrze.- powiedziała jakby od niechcenia, jakby cała sytuacja nie była już wcale tak ważna jak wydawała się być jeszcze kilka minut temu. Gdy drzwi zamknęły się cicho za mężczyzną opuściła dłoń, którą do tej pory miękko trzymała na ramieniu syna.

- Przestań się mazać. – wyszeptała gniewnie – tyle zachodu o jakąś tam dziewuchę.

- Ale mamo! Ona nie jest jakaś tam! Jest piękna, zjawiskowa, tajemnicza, wspaniała!

- I nie mdleje na Twój widok… - rzuciła jakby bardziej do siebie, nalewając wina do kryształowego kieliszka. - zgubi Cię. Jeszcze wspomnisz moje słowa.

- Oj mamo… - zaśmiał się oglądając wypielęgnowane dłonie. – Przecież sama chciałaś żebym się wreszcie ustatkował, a przecież przyszła królowa musi być piękna… Co najmniej tak, jak ty…