- ...
- ... ... ...
- [westchnienie]
- [ krótkie wzrokowe ponaglenie]
- jaki dźwięk wydają bose stopy z impetem spadające na mokrą trawę?
- Nie wiem.
- czy to będzie plask?
- Zmieniasz narrację, to nie jest konsekwentne, to tworzy bałagan.
- zastanawiałam się tylko.
- To się nie zastanawiaj, pisz, po swojemu, chyba wiesz, że Pratchett to z Ciebie nie będzie...
- konfrontujesssz mnie. to nie jest przyjemne.
- Konfrontacja nigdy nie jest przyjemna, jest za to użyteczna.
- ... no tak. .... to plask?
- Tak.
....
W przestrzeni słychać było ... p... odgłos uderzających o trawę bosych stóp. Wiatr rozwiewał lekko wilgotne od potu włosy. Jej stopy miarowo uderzały w wilgotną poranną rosą trawę. Głuchy huk w skali mikro. Drżące ramiona ciasno otuliły skurczone nogi. Już nie płakała. Patrzyła tępo w punkt zawieszony gdzieś przed nią.
...
- I? I co dalej? Ja rozumiem powtórzenie o trawie, każdy ma swoją fiksację, ale to można później naprawić. Pisz dalej. Niechże wyjdzie już z tej łąki.
- nie mogę. nie dam rady. może później. kiedy indziej.
- Znów unikasz zakończenia. Unikanie nie uchroni Cię przed wydarzeniami. Rzeczywistość się dzieje, czy tego chcesz czy nie. Teraźniejszość mieli przyszłość i bez Twojej ingerencji. Nie uratujesz się.
- ale mogę spróbować. jeszcze raz.
[echo na łące też już miało dość smutnej dziewczyny siedzącej samotnie pośród wybujałych traw, chciało pomóc i powtórzyło być może zbyt złowieszczo: - jeszcze raz, jeszcze raz, jeszcze raz]