Kolory
zawirowały wokół. W sumie to nie wszystkie – bo zima. W sumie to całkiem
niewiele – bo noc. Tak naprawdę to tylko kilka. Może ze dwa czy trzy – bo to
taki styczeń. Uśmiechnęła się do tej chorej dokładności, która czasem domagała
się swojego kawałka rzeczywistości jak dziecko cukierka.
Kilka
kolorów zawirowało w przestrzeni. Gdyby były słowami, padłyby już ze zmęczenia
od odmieniania przez wszystkie przypadki tam i nazad. Tyle, że porównanie jest
dosyć kiepskie, bo słowa się nie męczą. Słowa się nie nudzą. Słowa się nie
zużywają. Słowa układają się w ścisłą strukturę i często powtarzane wżerają się
w mózg. Potem moszczą sobie małe mieszkanka, w których stawiają kanapę z
telewizorem i zjadając jakieś myśli, które zbytnio się nie przyjęły,
interpretują rzeczywistość. Słowa dbają o niezmienność, bo zmiany zmuszają je
do mniejszej lub większej aktywności o charakterze, za którym nie przepadają.
Zmuszają je na ten przykład do opisywania, obrazowania, do odzwierciedlania
rzeczywistości taką jaką ona jest. Słowa natomiast nie przepadają za
odzwierciedlaniem czegokolwiek, bo to wymaga przyjmowania rzeczywistości taką
jaką jest. Wolą kreować. Przepuszczać przez swój własny pryzmat. Przez pryzmat
armii słów, które już kiedyś zostały powiedziane, wyszeptane, wykrzyczane.
Słów, które wryły się w pamięć, serce i każdy mięsień, który reagował napięciem
na brzmienie głosu, zbyt bliskiego i władczego by kazać mu się zamknąć.
- Znów
te słowa – pomyślała patrząc na klawiaturę.
- „Znów
ten styczeń” – wybrzmiała myśl, która była bardziej zorientowana w przeszłych
wydarzeniach.
Spojrzała
w kalendarz. Kartki przebiegały gładko między palcami, jakby też miały interes
w znalezieniu jakiejś odpowiedzi, która tłumaczyłaby całe to szaleństwo.
- Tak,
znów ten styczeń… może to wina pogody? A może to przez tą kumulację trudnego
czasu? Może ludzie przeżarci nadmiarem dobroci, słodkości, miłości i pierników,
przesiąknięci lękiem przed rozpoczynającym się nowym, przed realizacją tych
wszystkich wyśrubowanych postanowień muszą odreagować? W końcu wszechświat dąży
do równowagi. Nie może być tylko słodko i cukierkowo. W końcu każda burza
oczyszcza… atmosferę na przykład.
- „Lubię
gdy tak kombinujesz, tak uzasadniasz nie wiadomo po co, tak próbujesz znaleźć wyjaśnienie
zadowalające wszystkich ” – powiedział głos, który wiedział więcej. – „A
przecież dobrze wiesz, jak jest naprawdę…”
- Chyba
wiem… - wyszeptała wystarczająco cicho by nikt zainteresowany jej nie usłyszał.
W rogu
pokoju ruszyło się powietrze. Ciemna postać z ulgą wstała z fotela i ruszyła w
kierunku drzwi. Chwyciła za klamkę i na chwilę zamarła w bezruchu.
- Mam
nadzieję, że ten temat mamy już zamknięty. – powiedziała i wyszła, cicho
zamykając za sobą drzwi. Jeszcze chwilę w pokoju unosiła się łuna wiedzy.
- Tak,
mamy zamknięty… Do następnego stycznia…