sobota, 30 stycznia 2016

Ja Tobie i mnie... intymnie...


Intymność jakoś dziwnie kojarzy się nierozłącznie z seksualnością. Tak jakby żadna inna relacja, poza tą między kobietą a mężczyzną, nie mogła być intymna… A przecież intymność nie jest zarezerwowana dla miłości erotycznej czy romantycznej, jest składnikiem stałym miłości jako takiej obok zaangażowania i namiętności. Jak na moje oko najważniejszym, bo namiętność nie trwa wiecznie, rozpala się i gaśnie w zastraszającym tempie i wcale nie jest dla nas zdrowe aby trwała jak najdłużej. Lepiej jest gdy powstaje jak feniks z popiołów… co jakiś czas. Zaangażowanie z kolei wiąże nas dość skutecznie, ale chłód wiejący między kolejnymi zobowiązaniami doskwiera nawet największym twardzielom, prędzej czy później. W końcu „w nas obczyzna i dzikość / ledwie skórą przykryta, / inferno w nas interny, / anatomia gwałtowna (…)”. A intymność? Intymność jest sednem relacji, nadaje jej odpowiedni wymiar i stanowi źródło pozytywnych emocji, które dodają sił. Intymność to szacunek do tej drugiej osoby, przekonanie, że można na nią liczyć. To wzajemne zrozumienie, wymiana osobistych spostrzeżeń, informacji, pragnień, marzeń; dawanie i otrzymywanie uczuciowego wsparcia.

To dziurawa, niepełnosprawna intymność jest przyczyną wszelkich problemów z jakimi się borykamy w relacjach międzyludzkich.

Niestety, nikt z nas nie jest samotną wyspą, nawet jeśliby chciał. I to bujda na resorach (lub łagodniej: skrupulatnie udziergana racjonalizacja), że komuś jest lepiej żyć w pojedynkę, bo tak nie jest. Potrzebujemy innych, po to aby nas zauważali, aby potwierdzali, że istniejemy, jesteśmy prawdziwi z krwi i kości, coś znaczymy, mamy jakiś wpływ na świat i innych ludzi i co najistotniejsze, że jesteśmy ważni dla kogoś (niestety często ktokolwiek nie wystarcza gdyż potrzebujemy takiego potwierdzenia od kogoś konkretnego i tu często zaczynają się schody, ale taki urok tych naszych potrzeb i relacji międzyludzkich).

Nawet jeśli rzeczywistość tak układa role, że w danym momencie nikogo nie ma obok to nigdy nie jest tak, żeby był to stan trwały i niezmienialny… chyba że tylko we własnej głowie.

Jeśli żyję w przekonaniu, że jestem sama to nic zewnętrznego tego nie zmieni. Jeśli na co drugi posiłek będę się karmić lękiem przed oceną i obawą przed rozczarowaniem siebie samej lub kogoś innego to każdy dzień będzie coraz trudniejszy, a budowane w ten sposób mury spowodują, że do intymności w relacjach z ludźmi będzie coraz dalej… z kolei wokół będzie coraz smutniej i samotniej. Bo intymność buduje się na zaufaniu do przyjaciela/ partnera, że zrozumie i pomoże i do siebie, że dobrze wybraliśmy.

Tworzenie intymności w relacji z drugą osobą wymaga przekraczania swoich lęków, otwierania się na nią i na nową jakość w nas samych, która dzięki temu powstaje. Dbanie o intymność w relacjach z bliskimi staje się drogą do lepszego rozumienia innych poprzez własne doświadczenia.

A może drogą do rozumienia siebie, poprzez doświadczanie bliskiej obecności innych w naszym życiu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz