środa, 18 lutego 2015

Tylko się ze mną zgadzaj...

To ciekawe, jak bardzo lubimy innych ludzi, zwłaszcza kiedy zgadzają się w każdym punkcie z naszym światopoglądem i podejściem do najbardziej nawet kontrowersyjnych elementów wspólnej rzeczywistości. Ileż pozytywnych i pochlebnych określeń potrafimy wtedy z siebie wykrzesać. W zgadzaniu się osiągamy poziom mistrzowski wręcz, odnosząc się do słuszności poglądów oraz rozsądku jakim się przecież charakteryzujemy (głównie z powodu zgodności). To pozwala czuć jedność, pozwala być częścią grupy rozsądnych ludzi, której siła tkwi w spójności. Umożliwia też reperowanie własnego samopoczucia poprzez generalizowanie dobrych cech poszczególnych członków na całą grupę... Z kolei ci, którzy się z nami nie zgadzają, nie należą do naszej grupy. Przejaskrawiając... tacy ludzie nie są rozsądni, nie trzeba rozumieć ich światopoglądu, tym bardziej, jeśli mówią nam na przekór lub wyrażają niepochlebne opinie na temat naszej grupy.
Rozumowanie jest proste: jeśli ktoś wyraża pogląd, z którym się nie zgadzam, i nie zgadzają się też inni członkowie mojej grupy (a już na pewno, nie koresponduje on z ogólnymi poglądami grupy), to zapewne świadczy to o tym, że autor poglądu jest gnuśnym, nudnym, stetryczałym, zgorzkniałym człowiekiem.
A to z kolei jest smutne.
Smutne jest doszukiwanie się, za każdym razem, źródeł podejmowanych decyzji w cechach osobowościowych decydenta. Smutne jest pomijanie właściwości sytuacji, w której decyzja była podejmowana i wszelakiej maści czynników zewnętrznych powodujących takie, a nie inne zachowanie/opinię/pogląd. Smutny jest brak gotowości na przyjmowanie innych sposobów postrzegania tej samej części układanki. I w końcu, smutny jest proces zapominania o tym, że czasem po prostu poeta/autor miał coś na myśli, usiadł i ubrał te myśli w słowa, a słowa w treść poruszającą jakieś zagadnienie/problem, niezależnie od swoich własnych doświadczeń, niezależnie też, od prawdziwego poziomu przeżywanego szczęścia w życiu prywatnym. 
I może to znak naszych czasów, że historie zwykle wywodzą się bezpośrednio z biografii autora, że są jego doświadczeniami z krwi i kości i można sobie bezpośrednio je odnosić to dat i przeżyć, które faktycznie miały miejsce. Szkoda tylko, że razem z tą całą bezpośredniością, prawdziwością i namacalnością, coraz mniej miejsca na nieskalaną codziennością twórczość, na taki dzień, wieczór, chwilę, kiedy ktoś coś powiedział, ktoś zapisał i tak powstał treść niosąca wartość samą w sobie. 

I w odpowiedzi na zgłębianie głębi głębi poprzez życiową interpretację, za Artystą pozwolę sobie zacytować: "<Jak powstają twoje teksty?> - gdy mnie ktoś tak spyta
Zak*ę z laczka i poprawię z kopyta".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz